Każdy komentator sportowy chciałby uniknąć powtarzania frazesów typu „rzuty karne – to loteria” Prawda jest jednak taka, że czasami uniknąć się tego nie udaje. Tak jak życiowych błędów, bo życie jest loterią nie mniejszą niż konkurs rzutów karnych.
Gdy w decydującej batalii kończącej finał Ligi Mistrzów do piłki podbiegali kolejni piłkarze, niejeden z nich pomyślał zapewne, że w życiu stawał przed trudniejszymi wyzwaniami. „Dlaczego akurat tym razem miałoby się nie udać?” – pomyślał jeden z nich; „jestem najlepszy” – pomyślał drugi; „cokolwiek się nie stanie i tak najważniejsza dla mnie jest rodzina” - przyznał przed samym sobą inny.
Życie, los - bywają jednak okrutne iprzewrotne. Cristino Ronaldo zmienił decyzję w ostatniej chwili, zawahał się i nie dał rady. Z kolej Frank Lampard cały mecz grał z myślą o swojej zmarłej matce i taką dawało mu to siłę i spokój, że się nie pomylił. John Terry trafić musiał, a jednak się nie udało. Nie udało się również Anelce, choć na niego niewielu już liczyło. Jeśli spudłował Terry – symbol klubu – to dlaczego Chelsea ratować miałby ktoś taki jak francuski „Wielce Nadąsany” napastnik, który w klubie jest zaledwie od kilku miesięcy. Nie uratował. Już po chwili najszczęśliwszym człowiekiem był natomiast Edwin Van der Sar. Nie cieszył się z nieszczęścia rywala. Cieszył się swoim szczęściem. Los się do niego uśmiechnął.
Dlaczego niebiosa nie pomogły Terremu lub Anelce? Dlaczego to Ronaldo ostatecznie płakał z radości i wzruszenia a nie ze smutku? Można mówić u umiejętnościach, ale nie w tym przypadku. Rzuty karne to loteria. Tak jak życie. Czasami podejmujesz jakieś decyzje, które okazują się błędne. Chcesz dobrze, starasz się – nie wychodzi. Idziesz na żywioł – udaje się. Nigdy nie ma gwarancji, że będzie tak, jak by się chciało.
sergio