Ach, gdybyśmy tylko mieli 460 posłów takich, jak Przemysław Gosiewski, Polska byłaby krainą mlekiem i miodem płynącą. Złośliwi dodadzą, że wazeliną - również.
Człowiek - orkiestra. Z wykształcenia - prawnik, z zamiłowania - historyk, a z zawodu - polityk. I to skuteczny (zasługi dla województwa świętokrzyskiego), tani (najmniej wydał na prowadzenie biura poselskiego), niepijący (a przynajmniej nie awanturujący się), pracowity (nikt nie zaprzeczy). A jakby tego było mało, to jeszcze krańcowo wierny i oddany przywództwu. Od zawsze z Braćmi. Nigdy przeciw Braciom. Żadnego rokoszu, frakcji, głosu sprzeciwu. Kto wie, czy mimo wszystkich jego wcześniej wymienionych zalet - właśnie tej ostatniej nie zawdzięcza swojego nowego fotela wicepremiera. Ale to oczywiście zdanie złośliwców i zazdrośników. Swoją drogą ciekawe, ilu ich jest w PiS-ie. Zazdrośników, a nie Gosiewskich. No bo taka sytuacja - Pałac Prezydencki, godzina 17.20, chwila po nominacji na wicepremiera. Do Gosiewskiego stoi kolejka kolegów z rządu. Podchodzą po kolei, gratulacje i cmok - z dubeltówki. I nagle co? Minister Ujazdowski zamiast całusa, chłodno podaje dłoń. Chwilę po nim - o ile dobrze dostrzegłem - wicepremier Giertych. Chłodna dłoń. Temu ostatniemu się nie dziwię. Rośnie mu konkurent. Bo choć wzrostem nowy wicepremier mu nie dorówna, to w liczbie powstających żartów na swój temat - może go zdecydowanie prześcignąć.