Z projektu ustawy o licencji syndyka, którą zajmują się właśnie posłowie, na pewien czas zniknęło jedno słowo. Kancelaria Sejmu tłumaczy to błędem urzędnika - pisze "Rzeczpospolita".
Chodzi o słowo "przedsiębiorstwem" i o fragment projektu ustawy mówiący o tym, kto może być syndykiem. W wersji, która w październiku 2006 r. trafiła pod obrady Sejmu, znalazło się sformułowanie, że syndykiem może być osoba, która "(...) przez co najmniej trzy lata zarządzała przedsiębiorstwem lub jego częścią (...)".
W Sejmie projekt trafił do Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka i dalej -do specjalnie powołanej podkomisji. 14 grudnia 2006 r. posłowie podkomisji zdecydowali, że przed słowem "przedsiębiorstwem" należy dodać także sformułowanie "majątkiem upadłego". Chodziło o to, żeby syndykami mogły pozostać także osoby, które od lat zajmują się tylko tą działalnością i w tym czasie nie zarządzały przedsiębiorstwem.
Na kolejnych posiedzeniach podkomisji -w lutym i marcu 2007 roku - posłowie otrzymali wersję projektu, z której wypadło słowo "przedsiębiorstwem". Decyzji o tym, żeby wykreślić to słowo, nikt jednak nie podejmował.
Źródło: "Rzeczpospolita"