Testomania opanowała szkoły. Testy podsuwa się coraz młodszym dzieciom, a rodzice uczniów są gotowi płacić za to, by ktoś przeegzaminował ich pociechy. Wykorzystują to firmy, które na egzaminowaniu uczniów zarabiają spore pieniądze - twierdzi "Dziennik Polski".
"To jedna wielka hucpa" – denerwuje się prof. Krzysztof Konarzewski z Instytutu Sprawa Publicznych.
Sprawdzian szóstoklasistów i egzamin gimnazjalny to dwa obowiązkowe testy, które musi zaliczyć każdy polski uczeń. Egzaminy, zwykle w kwietniu, organizuje Centralna Komisja Egzaminacyjna. Jednak nauczycielom i rodzicom to nie wystarcza. Ci ostatni są nawet skłonni płacić za egzaminowanie swoich dzieci. Dzięki temu całkiem nieźle mają się firmy, które za pieniądze organizują sprawdziany kompetencji. Tak jak Instytut Badania Kompetencji – prywatna firma z Wałbrzycha.
Do maja tego roku – chwalą się przedstawiciele firmy na stronie internetowej – Instytut przeegzaminował około 400 tys. uczniów z prawie 3 tys. szkół. Grupą, która najczęściej jest testowana przez IBK są uczniowie trzecich klas szkół podstawowych. Każdego roku, jak przyznał w rozmowie z "DP" prezes IBK, firma organizuje badania kompetencji dla blisko 40 tys. trzecioklasistów. Jednak wśród egzaminowanych nie brakuje też drugo-, a nawet pierwszoklasistów.
Pytania egzaminacyjne, na wzór tych, które przygotowuje CKE, układają dla IBK nauczyciele-praktycy, oni też sprawdzają testy. "Jest ogromne zapotrzebowanie szkół na tego typu sprawdziany" – przyznaje Janusz Mulawa, prezes IBK. "Zamawiają je u nas zarówno szkoły niepubliczne, jak i publiczne. Czasem robią to nawet władze gminy".
Źródło: Dziennik Polski