W stolicy przybywa przedszkoli, których nikt nie kontroluje - ocenia "Życie Warszawy". Okazuje się, że oprócz objętego nadzorem pedagogicznym przedszkola, przepisy dopuszczają też prowadzenie zwykłej firmy, której przedmiotem działalności jest wychowanie przedszkolne
Ogród Marysieńki mieści się w przedwojennej willi przy ul. Dąbrowskiego na Mokotowie. Działa od września. Chodzi do niego 45 maluchów wieku od 2,5 roku do 4 lat. Dzieci bawią się w przestronnych, kolorowych salach, mogą korzystać z placu zabaw, łazienek dostosowanych do ich wzrostu.
Problem w tym, że placówka nie jest zarejestrowana jako przedszkole, ale jako firma, której przedmiotem działalności gospodarczej jest wychowanie przedszkolne. Dzięki temu nie musi spełniać wielu wymogów, m.in. sanitarnych i budowlanych.
– Nie otrzymuje też dotacji na swoją działalność, ale też ani kuratorium, ani Biuro Edukacji nie ma nad nią nadzoru – mówi Beata Murawska, zastępca dyrektora miejskiego Biura Edukacji.
Przedsiębiorców, którzy prowadzą w Warszawie takie firmy, jest już 29. Legalnie działających przedszkoli niepublicznych jest 174.
Agnieszka Kolasa, właścicielka Ogródka, z zawodu architekt, chce zarejestrować przedszkole. – Zamierzam wystąpić o wszystkie potrzebne zgody. Nie zrobiłam tego wcześniej, bo zależało mi na czasie, a procedury, które trzeba spełnić, mogą odstraszyć – mówi.
Potwierdza to Jan Halbersztat, który wraz z żoną chciał założyć przedszkole pod Warszawą. Nie udało się. - Wyłożyliśmy się na czysto biurokratycznej sprawie. Okazało się, że zgodnie z przepisami prawa budowlanego, aby zarejestrować przedszkole w domu – może ono zajmować nie więcej niż 30 proc. powierzchni użytkowej budynku. – My chcieliśmy, aby przedszkole obejmowało większą powierzchnię, ale urzędnicy byli niezłomni. Po roku walki zrezygnowaliśmy - mówi Halbersztat.
Źródło: Życie Warszawy