Uwielbiam takie wyjazdy. Uwielbiam jechać w nieznane. Jednym słowem - to była podróż. Miałem towarzyszyć premierowi w wyjeździe do Kataru i Kuwejtu. Nawet zastanawiałem się, jak wielkie korzyści gospodarcze będzie miała Polska z tej wizyty. Można fantazjować. Miliony dolarów, szejkowie, właściciele pól naftowych ciągną do Polski ze swoimi fortunami. Kupują stocznie, budują hotele, stawiają wieżowce, a za drobne pomagają przy organizacji Euro. Rząd nie musi się martwić o budżet, likwidujemy podatki, bo dobry wujek Szejk kładzie kasę na stół. Co więcej (tak, jak w jednym z tamtejszych krajów) rozmowy telefoniczne stacjonarne są bezpłatne. Fajnie? Pewnie, że tak!
Marzyć zawsze można. Nawet bardzo łatwo się to robi będąc w chmurach. I to dosłownie. Bo na tę czynność miałem prawie dziewięć godzin. Co tu robić, siedząc bezczynnie w samolocie. Aż tu trach! Bum i wszystko szlag trafił.
Na ziemię z moimi marzeniami krótkim żołnierskim słowem sprowadza nas amerykański dowódca zmiany na jednym z irackich lotnisk. Pyta pilota samolotu rządowego:
- A Wy gdzie?
- No jak to gdzie?- odpowiada pilot. Po pieniądze, po przyszłość dla kraju…
- Nie ma i nie będzie – pewnie nuci Amerykanin. - Chłopaki nieźle Wam się pokręciło, tędy nie wolno latać!
No cóż! Nie to nie. Sami sobie wszystko zrobimy. Wracamy.
I tak oto po całonocnej podróży, wielogodzinnym locie, wylądowaliśmy znów na swoim. Szkoda, bo mogło być tak pięknie!!!! Swoją drogą to chciałbym się dowiedzieć, co takiego się stało, że nagle ktoś zabronił przelotu na Irakiem. Ale bardziej od tego interesuje mnie fakt, dlaczego nie wybrano innej trasy. Bo w to, że nie można było - jakoś nie wierzę….
P.S w ramach kontynuacji marzeń rozmowę polskiego pilota z amerykańską obsługą naziemną wymyśliłem. Żeby potem nie było…