I stało się. Nagle o poranku gruchnęła wieść, że z rządu odchodzi minister Zbigniew Ćwiąkalski. Czy to decyzja oczekiwana? W pewnych kręgach politycznych pewnie tak, dla mnie osobiście – niespodzianka.
Można oczywiście mówić o odpowiedzialności ministra za to co się stało w płockiej celi. Można uznać, że skoro stało się to co się stało a minister jest osobą nadzorującą resort – słusznie odchodzi – czy jak kto woli – ponosi karę. Można. Tylko po co. Akurat minister Ćwiąkalski był – bo już chyba tak trzeba pisać, jednym z najlepszych ministrów tego rządu. Oczywiście moim zdaniem. Każdy może mieć swoje. Dziś można było się spodziewać innej dymisji, w innym resorcie – kto wie, może pisząc te słowa nie wiem jeszcze o czymś co być może nastąpi. Częściowo rozumiem decyzję ministra Ćwiąkalskiego. Postąpił odpowiedzialnie i honorowo oddając się do dyspozycji Premiera. Nie bardzo rozumiem decyzję samego Premiera. Po co to przyjął? O co tu chodzi? O wybicie opozycji argumentów z ręki? O to, że gdyby Ćwiąkalski nie odszedł przez kilka następnych dni, za to co się stało w Płocku, opozycja biłaby w rząd jak w bęben? Pewnie by biła. Takie jej prawo. I obowiązek. Ale…
Przed chwilą minister Ćwiąkalski powiedział, że rodzina już się cieszy, że wróci do Krakowa. Cóż. Może i Jego rodzina się cieszy ale czy cieszy się wymiar sprawiedliwości? Wprawdzie miało być oddzielenie funkcji ministra i prokuratora generalnego – i nic, miała być głęboka reforma, kolejne zmiany kodeksów, uproszczenia procedur itd… Miało być mega przyspieszenie w tzw. sprawie Olewnika a jest jedynie kolejna śmierć… Trochę tego by się zebrało. Jeśli już dochodzi do dymisji – to może by tak za to – za to nie tyle nieróbstwo – bo jak już pisałem uważam, że akurat ten minister należy do tych bardziej pracowitych ale za brak konkretnych i szybkich efektów tej Jego pracy. Osobiście temu ministrowi dawałem jeszcze czas. Czekałem. Jak wielu. Tyle, że teraz nie wiem czy jest na co czekać. Czy zmiany będą, jakie będą i kiedy? Kto Go zastąpi?