Na bilans pracy obecnego ministra sprawiedliwości jest jeszcze za wcześnie – z podsumowaniem poczekajmy do kolejnych wyborów, pisze "Tygodnik Powszechny" w obszernym, krytycznym artykule, poświęconym głównemu w Polsce strażnikowi Temidy.
Jak pisze Anna Mateja gorliwość Zbigniewa Ziobry w naprawianiu państwa i prawa nie daje o sobie zapominać. To wręcz postać symboliczna dla "epoki Kaczyńskich”: ideowy, ambitny, bezczelny. I przekonany, ze większość tego, co było przed nim, wymaga naprawy, a to, co właściwe, rozpoczyna dopiero on. Działanie nienagłośnione podczas konferencji, odbywające się poza fleszami aparatów i kamer, zdaje się dla szefa resortu sprawiedliwości nie przedstawiać żadnej wartości (w tej praktyce nie jest zresztą ani pierwszy, ani jedyny). Publiczność to właściwie warunek sine qua non sensu jego pracy (nie przypadkiem trudno policzyć, ile konferencji minister już zwołał: było ich tak dużo). Wszystko musi mieć suspens, więc jeśli kogoś chce się zatrzymać, trzeba przyjść wcześnie rano, skuć kajdankami (o konieczności skuwania minister Ziobro mówił m.in. w kontekście samobójczej śmierci Barbary Blidy), a o kwestiach niepewnych mówić, jak o dowiedzionych. Nie zaszkodzi posiadanie odpowiedniego rekwizytu, np. bryły lodu, jeśli pochodzi ona z dachu zawalonej hali, pod którym zginęło kilkadziesiąt osób, zaś wskazanie winnych ukoi ból czy złość przynajmniej niektórych. Liczą się odpowiednie słowa, np. „Życie ludzi narażono z chęci zysku” – zostaną w pamięci na długo. Efekty? Minister błyszczy. I wzbudza zaufanie – już w marcu 2006 r. wydział skarg i wniosków w ministerstwie sprawiedliwości nie dawał rady czytać wszystkich listów: z reguły przychodziło 2 tys. listów miesięcznie, tymczasem w styczniu przyszło ich aż 8 tys. Że jest pewny siebie i zbyt łatwo przychodzi mu rzucanie oskarżeń? Potrzeba czasu, by to, co mówi zweryfikować. A tymczasem ma pełne ręce roboty: rozbija „układ” w Ministerstwie Finansów („bo czas nietykalnych świętych krów się skończył”), nazywa urzędującego prezydenta Krakowa „przestępcą”, prezesa Trybunału Konstytucyjnego wzywa do dymisji, kodeks karny nazwie „katastrofą”, a jego współtwórcę, prof. Stanisława Waltosia, nie omieszka poprosić: „Niech profesor uderzy się w piersi i powie, że jest za to odpowiedzialny”. Nie czuje wokół siebie intelektualnej pustki, mimo protestów z jakimi spotykają się jego wypowiedzi i działania ze strony autorytetów prawniczych, bo „czułby pustkę intelektualną, gdyby opierał się na tych ludziach”. Młody minister Ziobro chciał być lekarzem, interesował się akupunkturą. Tamte fascynacje mu przeszły, ale coś zostało: „Wiem, gdzie wbijać igły”.
Źródło: "Tygodnik Powszechny", TVN24