Gimnazjaliści, którzy napisali dobrze egzamin z matematyki, stracili aż 11 punktów z 50 możliwych. Bo drukarnia pomyliła strony w teście - ujawnia "Gazeta Wyborcza".
Ziemowit Słomian z Poznania odetchnął, kiedy po teście matematyczno-przyrodniczym porównał swoje odpowiedzi z tymi, które podała Centralna Komisja Egzaminacyjna w internecie. Poszło mu dobrze. Potem dostał oficjalne wyniki - tylko 34 punkty na 50 możliwych. Postanowił sprawdzić test.
Aby to zrobić, musiał złożyć w Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Poznaniu podanie. Po kilku dniach przyszło wezwanie listem poleconym. Wczoraj o godz. 8 rano Ziemowit z ojcem miał szansę obejrzeć test: "Jedno z zadań to mapka z liczbami i pytanie: Który kraj wyprodukował najwięcej biodiesla. Syn zakreślił Niemcy, bo tak wynikało z danych umieszczonych na mapie. Odpowiedź była oczywista, a syn dostał zero punktów" - opowiada gazecie ojciec Ziemowita.
Minął tydzień od ogłoszenia wyników egzaminów kończących gimnazjum. Finiszuje rekrutacja do liceów - w niektórych miastach, np. w Poznaniu, już nie można przenosić dokumentów między szkołami. A uczniowie mają problem. Ci, którzy stracili punkty - jak Ziemowit - nie mogli złożyć podań do lepszych liceów. Z kolei ci, którzy mylili się w teście, mogli zyskać punkty za złe odpowiedzi.
Co się stało? Drukarnia źle zszyła arkusze egzaminacyjne. Rzecz w tym, że ten sam test z odpowiedziami do wyboru drukowany jest w dwóch wersjach: w jednej poprawna odpowiedź na pytanie kryje się pod literką A, a w drugiej pod literką B. To po to, żeby Jaś nie ściągał po sąsiedzku od Małgosi. Potem egzaminatorzy według szablonu zakreślają poprawne odpowiedzi. Drukarnia jednak pomyliła strony i do testu A włożyła po dwie kartki z testu B. Szablon nie pasował, gimnazjaliści stracili punkty.
Błąd wykryli uczniowie i ich rodzice. "Syn zarzekał się, że napisał test lepiej. Pracownica okręgowej komisji przez telefon mówiła: niemożliwe. Ale pojechałem te dwieście kilometrów do Krakowa, żeby to sprawdzić" - mówi ojciec Pawła, ucznia Gimnazjum nr 2 w Stalowej Woli. Jego syn dostał za egzamin 11 pkt mniej. Ale odpowiedzi miał poprawne.
Sprawa dotyczy co najmniej ośmiu regionów w kraju. Tak podaje Centralna Komisja Egzaminacyjna. Ilu uczniów i gdzie? Tego już nie mogliśmy się dowiedzieć. "Tylko w dwóch regionach problem jest duży, w pozostałych poszkodowanych uczniów jest niewielu" - mówi Maria Magdziarz, p.o. dyrektora CKE.
Źródło: Gazeta Wyborcza