Jest czwartek. Wczesny wieczór. Trwa przesłuchanie Zbigniewa Chlebowskiego. Wiadomo, że jeszcze potrwa. Jerzy Jaskiernia czeka na swoją kolej. Część posłów (także Platformy) prosi przewodniczącego, żeby przesłuchanie Jaskierni przełożyć. Na przykład na środę. Pojawił się nawet pomysł, żeby zrezygnować z przesłuchania Elżbiety Jakubiak i na jej miejsce zaprosić Jaskiernię, ale… Jaskiernia nalega. Chce zeznawać. Bez względu na porę.
Jerzy Jaskiernia wie, co robi. Przesłuchanie zaczęło się o 21:20. Skończyło – przed północą. Śledczy nie mieli już siły pytać (posłowie PiS wyszli w proteście przeciwko skandalicznej organizacji pracy komisji), dziennikarze nie mieli siły notować. Jeden z najciekawszych świadków, choć z innej niż Chlebowski i Drzewiecki opowieści, ze spokojem przekonywał komisję, że wszystko, o czym kilka lat temu pisała prasa, wszystko, co badała prokuratura, to stek kłamstw i pomówień.
Mówił: rozpuszczano te brednie, ten idiotyzm, że przewodniczący klubu SLD wziął 10 mln dolarów łapówki (...) Ktoś celowo rzucał kolejne mity, intrygi, insynuacje, żeby sparaliżować prace nad nowelą. Takie miałem wrażenie, że dla kogoś ta ustawa jest bardzo niewygodna i uznał, że metodą dywersji, pomówień wytworzy się wokół niej taki klimat…
Klimat wokół ustawy w tamtym czasie rzeczywiście był nieciekawy. Nie tylko dziennikarze zapewne świetnie pamiętają, jak tuż po wybuchu afery Jerzy Jaskiernia zaprzeczał nawet temu, że Maciej Skórka był jego społecznym asystentem. Miał być jedynie znajomym, z którym Jaskiernię połączyła… miłość do piłki nożnej. Niestety dla Jaskierni Kancelaria Sejmu wkrótce potwierdziła, że Skórka został zarejestrowany przez posła Jaskiernię jako jego asystent 23 października 2001 roku. Miał stałą przepustkę. I wiadomo, że chętnie z niej korzystał (któryś z dzienników policzył, że w 2003 roku był w Sejmie 15 razy).
Kim jest Maciej Skórka? Najkrócej mówiąc, przedsiębiorcą, który zbił fortunę na jednorękich bandytach. Więcej tutaj.
Polecam fragment: Skórka nie chce się spotkać. Przyznaje, że jest znajomym Jaskierni, ale zdecydowanie zaprzecza, by był jego asystentem. Przyznaje też, że doradzał mu w sprawie ustawy o grach losowych. Sugestie o łapówce za tę ustawę ucina - to nieprawda, nie ma dowodów. Bardzo natomiast chwali korzystne dla swej branży przepisy - uchwalone głównie za sprawą posłów SLD. Zapewnia, że przyniosą "niewyobrażalne" dochody budżetowi państwa.
Dziś wiemy, że dochody, które zasiliły budżet nie były „niewyobrażalne”. Jak wynika z raportu NIK (pisałam o nim nie tak dawno, link poniżej), w 2004 roku stanowiły zaledwie kilkanaście procent tego, co ministerstwo finansów szacowało, że do budżetu wpłynie. http://www.tvn24.pl/1404214,47,0,0,1,,brygida-grysiak,o-co-nie-zapytali,blog.html
O tym, jak przez lata funkcjonował system kontroli jednorękich bandytów niech świadczą pierwsze ustalenia białostockiej prokuratury (jak donosiły media, większość zarekwirowanych automatów pozwalało wygrywać więcej niż pozwala na to ustawa, a podatek to ciągle ryczałt od automatu, nie od wygranych). Wszystko za sprawą „nieszczelnych” kontroli, ale też niedopowiedzeń w ustawie (brak jasnego zapisu, że wygrane nie mogą się kumulować).
O tym, że ustawa została „skaleczona” zbyt niskim podatkiem dla jednorękich bandytów (zamiast 200 euro proponowanych przez rząd na początek 50 euro, stawka krocząca do 125 euro w 2006 roku) mówił przed komisją wiceminister finansów w rządzie Leszka Millera Jacek Uczkiewicz: http://www.tvn24.pl/1404197,47,0,0,2,,brygida-grysiak,pierwsi-swiadkowie-8211-ciag-dalszy8230,blog.html
Zostawmy spór o to, kto zgłosił poprawkę (różne dokumenty różne w tej sprawie mają zdanie), Jaskiernia przed komisją też przesądzać tego nie chciał. Powiedział za to coś, co mnie w tym kontekście zainteresowało. Mianowicie, że w ramach interwencji, które napływały do klubu SLD, 5 grudnia 2002 roku napłynęła też analiza Izby Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, z której wynikało, że wprowadzenie podatku 50 euro byłoby racjonalne. Ciekawe dlaczego? Dla branży to był podatek marzenie. Rozumiem, że podobne analizy przekonały Jerzego Jaskiernię i innych posłów. Zresztą, nie tylko SLD. By zachęcić „jednorękich” do wyjścia z szarej strefy.
Wracając do artykułu „Gazety Wyborczej”, Skórka powiedział wtedy dziennikarzom także coś, co stoi w sprzeczności z tym, co wtedy mówił Jerzy Jaskiernia i co powtórzył przed komisją śledczą: że doradzał mu w sprawie ustawy o grach losowych.
Jaskiernia twierdził i twierdzi nadal, że Skórka w sprawie ustawy o grach mu nie doradzał i że nigdy nie lobbował na rzecz umieszczenia w tej ustawie rozwiązań korzystnych dla właścicieli automatów o niskich wygranych. Przyznał jedynie, że zdawał sobie sprawę z tego, iż Skórka opowiadał się za legalizacją gier na automatach.
Jaskiernia zeznał, że zdawał sobie sprawę także z innej opisywanej szeroko przez prasę okoliczności: ze znajomości swojego asystenta z lobbystą związanym z producentami automatów do gier Holendrem Arno van Dorstem. Przyznał, że Skórka przedstawił mu van Dorsta. Wiedział, czym Holender się zajmuje, ale – jak mówił - szczegółowej wiedzy na ten temat nie miał.
Z tym panem nic mnie nie łączyło ponad to, że został mi przedstawiony; nie zwracał się do mnie w żadnej sprawie, dlatego też nigdy bliżej nie zanalizowałem, czym się zajmuje… - mówił Jaskiernia. Ale, co ciekawe, chwilę później podzielił się z komisją taką refleksją: Miałem wrażenie, że ma on wiedzę porównawczą na temat tego, jak tego typu działalność jest rozwiązywana w innych państwach; miał pewną wiedzę porównawczą, która mogła być w określonych sytuacjach przydatna, gdyby ktoś próbował się zastanawiać jak to rozwiązać w Polsce.
Albo mnie się wydaje albo Jerzy Jaskiernia sam sobie zaprzeczył. Skoro nic go nie łączyło z tym panem i nie analizował bliżej, czym ów pan się zajmuje, to skąd powziął wrażenie o jego wiedzy porównawczej, która mogłaby być przydatna komuś, kto by się zastanawiał nad tym, jak sprawę rozwiązać w Polsce?
Pytanie ważniejsze, czy komuś się ta wiedza oby na pewno nie przydała? Bo ostateczny kształt ustawy przydał się Holendrowi i Skórce na pewno: http://wyborcza.pl/1,75248,1812278.html Jeden cytat z powyższego artykułu: 10 kwietnia 2003 r. - Sejm uchwala ustawę legalizującą automaty o niskich wygranych. Jedną z pierwszych firm, która dostała zezwolenie na wstawianie tych automatów, jest Victoria Serwis - powiązana z Arno van Dorstem i Maciejem Skórką.
Prokuratura badała sprawę. I łapówki, i nieprawidłowości przy pracach nad ustawą. Śledztwa zostały umorzone w związku z brakiem dostatecznych danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa. Dla zainteresowanych – szczegóły prowadzonych śledztw oraz powodów umorzenia (w informacji Prokuratury Krajowej dla komisji
Proszę pozwolić, że zagłębiać się w sprawę nie będę, bo była już tyle razy opisywana, że nic nowego nie wymyślę. A zeznania Jerzego Jaskierni przełomu nie przyniosły. Przyniosły zapewnienie byłego barona SLD, że miał w pracy parlamentarnej taką żelazną zasadę, że jeżeli ktoś zgłaszał chęć interweniowania w proces ustawodawczy, musiał to zrobić na piśmie. Zapewnił przy tym komisję, że przejrzał dokumentację z tamtego okresu i wśród podmiotów, które interweniowały w proces ustawodawczy w obszarze zainteresowania komisji śledczej nie było Macieja Skórki. Rozumiem, że van Dorsta też tam nie było.
Kamień z serca. Posłowie śledczy zapewne odetchnęli z ulgą… Także dlatego, że po prawie czternastu godzinach przesłuchiwania świadków, mogli położyć się spać.
Ps. Dla zainteresowanych: „Biała Księga” z prac nad ustawą z 2003 roku jest na stronach komisji hazardowej.