Traktowanie pisarzy z Ukrainy jak potencjalnych oszustów przypomina przesłuchanie Josifa Brodskiego, laureata Literackiej Nagrody Nobla, któremu komunistyczne władze w 1964 roku wytoczyły sprawę o pasożytnictwo - wytyka "Gazeta Wyborcza".
Urzędnicy w polskim konsulacie we Lwowie żądają od ukraińskich pisarzy starających się o polską wizę, aby udowodnili, że są pisarzami. Spotkało to m.in. Tarasa Prochaśkę, jednego z najlepszych ukraińskich prozaików, zaproszonego do Polski przez Instytut Książki. Urzędniczce zaproszenie nie wystarczyło, zażądała, aby Prochaśko pokazał dokument potwierdzający, że jest pisarzem. "Prochaśko to Prochaśko, nic więcej" - stwierdziła.
Podobne problemy miała także pisarka Hałyna Kruk. Kiedy zaproponowała, że pokaże książkę ze swoją fotografią na okładce, usłyszała, że to nie jest żaden dowód, bo książkę mogła wydrukować specjalnie, aby dostać wizę.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych, któremu podlega konsulat we Lwowie, jak dotąd milczy. Ciekawe, czy MSZ zamierza weryfikować pisarzy także w innych krajach?
Źródło: "Gazeta Wyborcza"