Lokalizacja gniazda z czterema pisklętami była trzymana przez leśników spod Piotrkowa (woj. łódzkie) w tajemnicy. Jastrzębie objęte są bowiem ochroną gatunkową. - Kiedy zobaczyliśmy, że gniazdo nagle zniknęło, zaczęliśmy działać. Było jasne, że musi za tym stać człowiek - mówi Paweł Kowalski z piotrkowskiego nadleśnictwa. Po tygodniu poszukiwań udało się namierzyć "porywacza".
Gniazdo małych jastrzębi było co jakiś czas podglądane przez leśników za pomocą drona.
- Zależy nam na tym, żeby znać rytm życia ptasiej rodziny. Nie możemy jej płoszyć, dlatego wszystkie działania na terenie lasu musimy planować w najlepszym dla ptaków czasie - opowiada Paweł Kowalski, strażnik leśny nadleśnictwa w Piotrkowie Trybunalskim.
Na początku czerwca całe gniazdo - razem z jastrzębiami - nagle zniknęło.
- Sytuacja była bardzo niepokojąca, bo nie było żadnych śladów wskazujących na to, że doszło do ataku drapieżnika, albo że gniazdo zostało zniszczone podczas wichury. Oznaczało to tyle, że gniazdo z ptakami musiał zabrać człowiek - dodaje Kowalski.
Naloty
Podejrzenie padło na hodowców gołębi. Przez kolejne dni strażnicy leśni za pomocą drona sprawdzali okoliczne wsie.
- Szukaliśmy jakiegoś tropu. Na przykład nowej woliery - opowiada Paweł Kowalski.
Pod koniec ubiegłego tygodnia nastąpił przełom. Kamera drona wychwyciła, że za stodołą na posesji jednego z hodowców gołębi jest zainstalowany dach, pod którym mogą znajdować się klatki.
- Zanim zdecydowaliśmy się wejść na teren właściciela, musieliśmy się upewnić, że faktycznie to tam są zaginione jastrzębie - mówi Kowalski.
Leśnicy pojawili się niedaleko posesji i czekali na dogodny moment, żeby zajrzeć pod daszek za pomocą drona. Wiedzieli, że muszą działać szybko i niepostrzeżenie.
- Jeżeli sprawca zauważyłby nas, to najpewniej chciałby zatrzeć ślady. Czyli pozbyłby się ptaków - informuje rozmówca tvn24.pl.
Dron leśników wystartował, kiedy właściciel działki kosił trawę. Był w innej części podwórka, a hałas kosiarki zagłuszał dźwięk śmigieł drona.
- Kluczowa faza lotu trwała kilka sekund. Na ekranie zobaczyłem klatki pod daszkiem. Błyskawicznie odleciałem. Niedługo potem już byliśmy pod bramą - opowiada Kowalski.
Namierzeni
Chociaż na nagraniu z drona nie było widać zaginionych ptaków, leśnicy zablefowali.
"Proszę nas poprowadzić do jastrzębi” - powiedzieli zaskoczonemu właścicielowi. A on zaprowadził ich za stodołę.
- Cztery młode ptaki były w złym stanie. Głodne, brudne z połamanymi pałkami piór. Ich matki niestety nie odnaleźliśmy - mówi Paweł Kowalski.
Hodowca tłumaczył, że gniazdo jastrzębi spadło rzekomo z drzewa w czasie wichury, a on zabrał ptaki, żeby miały szansę przeżyć.
- Trudno uwierzyć w tę narrację. Sprawę skierowaliśmy do sądu. Hodowcy może grozić grzywna do pięciu tysięcy złotych - mówi Kowalski.
Tylko jeden z czterech młodych jastrzębi ma realne szanse, żeby w tym roku trafić na wolność. Reszta będzie leczona w Ośrodku Rehabilitacji Nadleśnictwa Piotrków.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Nadleśnictwo Piotrków, Lasy Państwowe