Krakowski sąd apelacyjny nie wydał wyroku w sprawie 43-latka, który wspólnie z kolegą skatował swoją żonę. Sędzia zdecydował, że potrzebuje ekspertyzy śladów na kurtce, którą w chwili zdarzenia miała na sobie ofiara.
Wyrok pierwszej instancji w tej sprawie zapadł już w grudniu zeszłego roku. Wówczas 43-letni Paweł W. (mąż pani Marty) został skazany na osiem lat i sześć miesięcy więzienia, a jego 30-letni kompan na sześć lat i sześć miesięcy. Prokuratura domagała się odpowiednio 11 i dziewięciu lat pozbawienia wolności.
Sąd zmienił kwalifikację czynu – zamiast za usiłowanie zabójstwa, jak chciała tego prokuratura, mężczyźni zostali skazani za pobicie.
- Taki wyrok to kpina. Siostra trzy miesiące była w szpitalu. Aktualnie jest inwalidą, ma stwierdzoną niezdolność do pracy – mówił po ogłoszeniu wyroku brat ofiary.
O uzasadnienie zmiany kwalifikacji czynu zapytaliśmy biuro prasowe krakowskiego sądu okręgowego. "Sąd uznał, że nie można wywodzić zamiaru oskarżonych z faktu, iż pokrzywdzona na skutek jednego z uderzeń doznała urazu kręgosłupa (…). Nie ma żadnych danych wskazujących na to, że oskarżeni mieli świadomość, iż doprowadzili do tak poważnego urazu. (..) Mając na uwadze opisane okoliczności, nie sposób mówić o działaniu oskarżonych z zamiarem pozbawiania Marty D. życia" - czytamy w oświadczeniu sądu przesłanym do naszej redakcji.
We wtorek o godzinie 10 rozpoczęła się rozprawa apelacyjna. Jednak wbrew oczekiwaniom wyrok nie został wydany. Sędzia zdecydował, że konieczna jest ekspertyza śladów na kurtce, którą pani Marta miała na sobie w trakcie napaści. Taka opinia została opracowana podczas pierwszego procesu, jednak obecnie znajduje się w krakowskim sądzie okręgowym. Kolejną rozprawę wyznaczono na 13 stycznia.
Apelacja
Od wyroku odwołali się pełnomocnicy oskarżycielki posiłkowej, czyli pobitej kobiety. Odwołał się też obrońca Pawła W. Prokuratura natomiast nie wniosła apelacji - zgodziła się w wyrokiem.
Jak tłumaczy Tomasz Szymański, rzecznik prasowy krakowskiego sądu apelacyjnego, podczas procesu drugiej instancji możliwe są różne decyzje sądu, w tym przywrócenie poprzedniej kwalifikacji czynu. Tego właśnie oczekują pełnomocnicy pobitej kobiety. Chcą podwyższenia kary dla Pawła W. na 12 lat więzienia i 15 lat zakazu zbliżania się do pokrzywdzonej, a dla Mariusza K. 10 lat więzienia.
- Sąd może wydać taki wyrok – stwierdził Szymański, tłumacząc jednocześnie, że sąd apelacyjny nie może jedynie skazać oskarżonych na dożywocie.
Obrońcy oskarżonych chcą natomiast ich uniewinnienia.
"Słyszałam tylko dźwięk wyrywanych włosów"
Dramat pani Marty rozegrał się w marcową noc w 2016 roku w miejscowości Stróże pod Myślenicami (woj. małopolskie). Kobieta w rozmowie z Renatą Kijowską, reporterką Faktów TVN, wspominała, że mąż zadzwonił do niej i powiedział, że jedzie ją zabić. Wcześniej miał pobić jej brata.
- Potem wpadł do domu, była trzecia w nocy. Wszedł mój mąż z jakimś oprychem, mieli obydwaj w rękach noże. Bili mnie, kopali po całym ciele. Słyszałam tylko dźwięk wyrywanych włosów. Zmieniali się, raz jeden na mnie siedział, raz drugi. Jak jeden siedział, to drugi mnie kopał w twarz, ręce, nogi - relacjonowała kobieta.
W tym czasie w pokoju obok spały dzieci małżeństwa.
"Agresja narastała"
Przed przyjazdem męża i jego znajomego pani Marta zdążyła wezwać policję. To funkcjonariusze odciągnęli napastników od zmaltretowanej kobiety.
Obrażenia odniesione przez poszkodowaną były poważne, uszkodzony został między innymi kręgosłup pani Marty. Kobiecie groził paraliż, jednak dzięki intensywnej rehabilitacji udało jej się go uniknąć.
Jak twierdzi brat poszkodowanej, Paweł W. nie pierwszy raz podniósł rękę na żonę. - Szwagier znęcał się nad siostrą i czuł się bezkarny. Miał pieniądze, poważny biznes, ale nie pomagał jej w wychowaniu dzieci. Mieli się rozwieść, niedawno wyprowadził się do Krakowa, ale agresja narastała, aż doszło do tej tragedii - opowiadał dziennikarzom brat kobiety.
Nie przyznali się
Paweł W. oskarżony także został o podpalenie we wrześniu 2015 r. pojazdów i spowodowanie straty ponad 55 tys. zł, oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy, a także o grożenie policjantom i znieważanie ich podczas zatrzymania. Podobne zarzuty za działania w stosunku do policjantów usłyszał Mariusz K.
Paweł W. i Mariusz K. nie przyznali się do winy i - jak podała prokuratura - "przedstawili odmienną wersję wydarzeń". Za usiłowanie zabójstwa mężczyznom groziła kara pozbawienia wolności od 8 do 15 lat, kara 25 lat albo dożywotniego więzienia. Za pobicie grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Autor: wini/ks / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24