Mały autobus komunikacji miejskiej wjechał pod zbyt niski wiadukt. - Nie przewoził pasażerów - podkreślają pracodawcy kierowcy. Ale betonowe sklepienie wiaduktu urwało z dachu auta instalację gazową. - Ludzka pomyłka - dodają. Takie pomyłki zdarzyły się pod tym wiaduktem już ponad 50 razy. W tym roku co najmniej sześć.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek po szóstej rano na ulicy Glinczańskiej w Tychach. Mały autobus wjechał pod zbyt niski wiadukt kolejowy (zwany wiaduktem Glinka). Nie tylko pod nim utknął, blokując ruch, ale stracił instalację gazową. Zamontowane na dachu butle w wyniku zderzenia z betonowym sklepieniem spadły na ulicę.
- W autobusie nie było pasażerów i nikomu nic się nie stało. Kierowca został ukarany mandatem w wysokości 500 zł - mówi Barbara Kołodziejczyk, rzeczniczka policji w Tychach.
- Była to jazda techniczna mikrobusa linii 121. Kierowca zaczął pracę, ale jeszcze nie pod naszym szyldem. Dopiero jechał na przystanek, by zabrać pierwszych pasażerów - wyjaśnia Michał Wawrzaszek, rzecznik prasowy Zarządu Transportu Metropolitalnego.
Kierowca, lat 28, z dwuletnim stażem w prowadzeniu autobusów, zatrudniony jest w firmie, która ma umowę z Przedsiębiorstwem Komunikacji Miejskiej w Tychach.
Jak wyjaśnił w oświadczeniu prezes PKM Miłosz Stec, Glinczańską nie przebiega żadna linia autobusowa, a do zdarzenia doszło "w wyniku ludzkiej pomyłki".
Pasażerowie musieli poczekać na kolejny autobus.
Na nic znak, na nic bramownice
Jak policzył portal 112tychy.pl, do 2017 roku pod wiaduktem zaklinowało się ponad 50 busów.
Według fanpage'ów wiaduktu, w tym roku utknęło pod nim już siedem samochodów. Zdarza się to średnio raz na miesiąc.
Autor: mag/ ks / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Pestka 112Tychy/Kontakt24