Przez ponad dwie godziny były premier Donald Tusk odpowiadał pa pytania przed sądem w procesie Tomasza Arabskiego, byłego szefa jego kancelarii i innych urzędników. Sprawa dotyczy organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu z 10 kwietnia 2010 roku. Około godziny 13 poinformowano, że dalsza część przesłuchania odbywać się będzie w trybie niejawnym.
Do przesłuchania byłego premiera odniosła się na Twitterze rzeczniczka PiS-u Beata Mazurek.
"Wypowiedzi Tuska z dzisiejszego przesłuchania przypominają jak żywo przesłuchania niektórych świadków w aferze Amber Gold, chaos, niespójność, brak pamięci" - napisała wicemarszałek Sejmu. Rzeczniczka PiS, nawiązując do podsłuchanych rozmów w restauracji Sowa i Przyjaciele, dodała, że szef MSW w rządzie PO-PSL Bartłomiej Sienkiewicz miał rację, iż w czasie rządów Platformy państwo istniało teoretycznie.
"Premier nie miał wiedzy, nie interesował się, nie zajmował, nic nie wiedział. Taki obraz powstaje po przesłuchaniu D. Tuska" - napisała Mazurek.
Wypowiedzi Tuska z dzisiejszego przesłuchania przypominają jak żywo przesłuchania niektórych świadków w aferze Amber Gold, chaos, niespójność, brak pamięci.
— Beata Mazurek (@beatamk) April 23, 2018
Sienkiewicz miał racje, za czasie rządów PO państwo istniało teoretycznie. Premier nie miał wiedzy, nie interesował się, nie zajmował, nic nie wiedział. Taki obraz powstaje po przesłuchaniu D. Tuska.
— Beata Mazurek (@beatamk) April 23, 2018
Podczas próby rozmowy dziennikarzy z mec. Hamburą zgromadzone na korytarzu osoby krzyczały i przeszkadzały przedstawicielowi rodzin smoleńskich w udzieleniu odpowiedzi.
Kolejny etap przesłuchania będzie odbywał się w trybie niejawnym.
Sąd zdecydował o przeniesieniu dalszego przesłuchania do innej sali.
Sąd przerwał posiedzenie po wniosku mec. Hambury w sprawie dodatkowego przesłuchania Donalda Tuska w sprawie organizacji lotu do Smoleńska.
Ewa Kochanowska zapytała Tuska, w jakim języku odbywała się jego rozmowa z Putinem, podczas której polski premier został zaproszony do Rosji. Przewodniczący Rady Europejskiej powiedział, że rozmowa odbyła się po rosyjsku i była tłumaczona ze względów protokolarnych.
- Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że prezydent Kaczyński nie wyklucza wzięcia udziału w uroczystościach, ale do mnie bezpośrednio takie sugestie nie dotarły w styczniu [2010 roku - red.] - odpowiedział Tusk na pytanie zadane przez Ewę Kochanowską, wdowie po zmarłym w katastrofie smoleńskiej Januszu Kochanowskim, Rzeczniku Praw Obywatelskich.
Według cytowanych przez sąd zeznań Tuska sprzed kilku miesięcy "do dnia katastrofy nie miał żadnego sygnału, że prezydent [Kaczyński - red.] lub ktoś z jego kancelarii negował sekwencję spotkań, w tym z premierem Putinem".
Według wcześniejszych zeznań Tuska, w późnej jesieni w 2009 roku minister Kremer sugerował wspólne uroczystości polsko-rosyjskie w Katyniu z okazji 70. rocznicy zamordowania polskich oficerów. Tusk określił wówczas taką możliwość jako trudną do realizacji.
Sąd zapowiedział ujawnienie zeznań Donalda Tuska złożone 19 października 2011 roku.
- W kontekście rozmów na temat wizyty było oczywiste, że lądowanie jest w Smoleńsku, bo polskie delegacje lądowały tam wcześniej - powiedział Tusk. Dodał, że ze strony wiceministra Kremera nie było sugestii, żeby wybrać inne lotnisko. - To było dość obojętne, czy będziemy lądowali w Smoleńsku, czy korzystali z innego transportu - mówił.
Sąd ujawnił treść kolejnej notatki - tym razem ministra Andrzeja Kremera, ówczesnego wiceszefa MSZ, z 10 marca 2010 roku. Według niej w tym czasie nie było pewności, czy lotnisko wojskowe w Smoleńsku będzie dostępne dla polskich władz.
Tusk powiedział, że nie było konkretnych deklaracji ze strony prezydenta Kaczyńskiego, w których wyrażałby chęć wspólnej wizyty w Katyniu.
Sąd cytował notatkę ministra Mariusza Handzlika, byłego podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP, w sprawie organizacji uroczystości w Katyniu.
Obrońcy zrezygnowali z zadawania pytań byłemu premierowi.
Grzegorz Januszko zapytał Donalda Tuska o jego opinię na temat wypowiedzi Radosława Sikorskiego, ówczesnego ministra spraw zagranicznych, który kilka minut po katastrofie smoleńskiej mówił o błędzie pilotów. Były premier odpowiedział, że "nie widzi analogii" i "nie akceptuje próby zbudowania takiej narracji".
- Premier nie nadzoruje sporządzania protokołów i nie czyta protokołów - powiedział Tusk. Dodał, że w kompetencjach premiera nie leży czytanie "tysięcy" protokołów z różnego rodzaju spotkań w ramach kancelarii premiera.
Grzegorz Januszko, ojciec zmarłej w katastrofie smoleńskiej Natalii Januszko, zapytał Donalda Tuska o jego wiedzę na temat spotkań Arabskiego z władzami rosyjskimi w Moskwie. Były premier powiedział, że takie spotkania były naturalne przed wizytą w Katyniu. - Naszą intencją było, żeby spotkanie w Smoleńsku skupiło się na efektach prac zespołu do spraw trudnych - wyjaśnił.
- Na pewno nie było spotkania, które mógłbym określić "przygotowaniem lotu" - powiedział były premier. Dodał, że konsultacje przed uroczystościami w Katyniu dotyczyły samej wizyty czy tez wygłoszonych w przemówieniu Tuska w Katyniu.
Przewodniczący Rady Europejskiej powiedział przed sądem, że pracował z Tomaszem Arabskim drzwi w drzwi i widywali się co najmniej co dwa tygodnie, przy okazji posiedzeń Rady Ministrów.
- Praca premiera nie polega na pilnowaniu poszczególnych urzędników - wyjaśniał Tusk w odpowiedzi na pytanie, czy kontrolował prace byłego szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego. - Nie ma form nadzoru w formie codziennej kontroli - dodał.
Mec. Hambura zapytał o to, jak często Tusk rozmawiał z Tomaszem Arabskim - Nasza współpraca miała charakter permanentny - odpowiedział były premier.
Sąd wznawia posiedzenie.
Piotr Walentynowicz, wnuk zmarłej w katastrofie smoleńskiej Anny Walentynowicz, zadał Tuskowi pytanie o o to, dlaczego Tusk rozpoczynając śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy, oparł się o zapisy konwencji chicagowskiej. Sąd przerwał kolejny raz obrady, ponieważ pytanie Walentynowicza zostało uchylone, a on odwołał się od tej decyzji.
- Tomasz Arabski nie był szefem komórki zajmującej się lotami, ale szefem całej kancelarii premiera - odpowiedział Tusk, pytany o kompetencje urzędników jego kancelarii w sprawie organizacji lotu do Katynia.
Ze strony rodzin smoleńskich padło pytanie, czy istnieje oficjalny dokument potwierdzający zaproszenie strony rosyjskiej na uroczystości w Katyniu. Tusk odpowiedział, że jedynym dowodem była rozmowa telefoniczna jego z ówczesnym premierem Rosji Putinem.
Przedstawiciele rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej zadają pytania Donaldowi Tuskowi.
- Nic nie wiem o zapasowych samolotach - tak były premier odpowiedział na pytanie mec. Hambury o to, czy był szykowany zapasowy samolot dla prezydenta Kaczyńskiego.
Tusk mówił przed sądem o oficjalnym spotkaniu z Władimirem Putinem na Westerplatte w 2009 roku, gdzie nie był podejmowany temat wspólnych uroczystości w Katyniu w kwietniu 2010 roku.
Mec. Hambura pytał o spotkanie Tuska z Putinem 1 września 2009 roku i czy wtedy rozmawiali o wspólnych uroczystościach w Katyniu. Były premier powiedział, że rozmawiał z Putinem między innymi na sopockim molo, gdzie toczyły się dyskusje kurtuazyjne po angielsku, rosyjsku i niemiecku bez tłumacza. - Pokazywałem plażę, po której biegam, gdzie jest mój dom. Putin opowiedział, że ma bardzo dużo ochrony i z tego powodu cierpi - odpowiedział Tusk.
Mec. Hambura cytował wypowiedzi Janusza Palikota z książki "Kulisy Platformy" na temat utrudnień w organizacji lotów po stronie prezydenta Kaczyńskiego. Były premier nie potwierdził tych słów.
Sąd nie uwzględnił odwołania mec. Hambury, który chciał pytał Tuska o remont rządowego Tu-154 M. Zdaniem sądu pytania nie mają związku bezpośrednio ze sprawą Arabskiego.
Przerwa sądu na naradę po serii pytań od mec. Hambury w sprawie remontu rządowego Tu-154M. Sąd uchylił te pytania, a mecenas odwołał się od tej decyzji, stąd kilkuminutowa przerwa.
Mec. Hambura zapytał premiera Tuska o remont rządowego samolotu Tu-154M w Samarze. Sąd uchylił to pytanie.
Mec. Hambura poprosił sąd o zadanie pytań byłemu premierowi przez przedstawicieli rodzin smoleńskich. Sąd na razie odrzucił taką możliwość.
- Oceną zdarzeń powinny zajmować się niezależne od polityków i ich sentymentów instytucje jak prokuratura i komisja. Od tej zasady nie odejdę. Nie będę formułował swojej opinii - powiedział Tusk.
- Jak mam w pamięci rozmowy z Tomaszem Arabskim, to były związane z tak niesłusznymi oskarżeniami - powiedział Tusk, mając na myśli medialne sugestie o celowe rozdzielenie wizyt jego i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu.
Były premier powiedział, że już 3 lub 4 dni po katastrofie niektóre media zasugerowały zamach w Smoleńsku.
Tusk: - Dni i tygodnie po katastrofie skupiliśmy się na zadaniach wynikających z faktu samej katastrofy. Nie mieliśmy czasu na dywagacje, co by było, gdyby.
Zdaniem byłego premiera organizacją lotu do Katynia zajmował się bezpośrednio 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, który został rozwiązany po katastrofie smoleńskiej.
- Nie interesowałem się tym, kto odpowiada za organizację lotu - mówił Tusk, odpowiadając na pytanie pełnomocników rodzin smoleńskich w sprawie organizacji lotu do Katynia.
- Nie pamiętam sugestii, że lepiej nie lecieć - powiedział Tusk.
Prokurator zapytał, czy Tusk wiedział, czym zajmował się Arabski w dniach 7-10 kwietnia 2010 roku. Były premier odparł, że Arabski nie towarzyszył mu w jego w zagranicznej wizycie w Pradze, która w tym okresie miała miejsce.
Tusk powiedział, że nie ma opinii na temat wywiadu Tomasza Arabskiego w "Dzienniku Gazecie Prawnej", gdzie były szef kancelarii premiera mówił o "bałaganie" przy organizacji lotów.
- Jego pracę oceniam jak najwyżej - mówił Donald Tusk, pytany o ocenę pracy Tomasza Arabskiego, byłego szefa kancelarii premiera. - Nie mam do dziś krytycznej oceny działań ministra Arabskiego - dodał.
Prokurator zapytał, czy w kancelarii premiera były prowadzone jakiekolwiek audyty w sprawie organizacji wizyt w Katyniu. Tusk odpowiedział, że nie wyklucza takich działań, ale był w tym czasie zajęty innymi obowiązkami.
Tusk powiedział w sądzie, że osobiście nie angażował się w wybór lotniska, na którym lądowały rządowe samoloty.
Prokurator pyta, kto zdecydował, że lądowanie samolotów jego i prezydenta odbędzie się na lotnisku wojskowym w Smoleńsku. - Sądzę, że decyzję o tym, gdzie lądował samolot, zawsze podejmował pułk - odpowiedział Tusk.
Były premier powiedział, że lotnisko wojskowe w Smoleńsku na co dzień było zamknięte, ale z uwagi na przylot ówczesnego premiera Rosji Władimira Putina nie miał obaw co do stanu lotniska.
- Dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć, czy ktoś mnie o tym informował - tak Tusk odpowiedział na pytanie, czy wiedział o problemach organizacji wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu.
Prokurator pytał, czy minister Tomasz Arabski informował Tuska o szczegółach wizyt w Katyniu. Przesłuchiwany przewodniczący Rady Europejskiej odpowiedział, że Arabski przekazywał mu między innymi informacje na temat swojej roli podczas wizyty w Katyniu oraz informował go, jaki jest plan tych uroczystości.
- Ostateczne decyzje, według mojej pamięci, to był luty, a nie styczeń - tak Tusk odpowiadał na pytanie o termin podjęcia ostatecznej decyzji w sprawie wizyt jego i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu.
Tusk: - Wszyscy jesteśmy ofiarami fałszywej narracji, ze polski rzad podlegał decyzjom prezydenta. To jest po prostu nieprawda.
Prokurator pytał o informowanie strony prezydenta Kaczyńskiego o treści rozmowy telefonicznej Tuska z Putinem. - To rząd polski odpowiadał za politykę zagraniczną - powiedział Tusk.
Tusk: nie przypominam sobie, żeby przedmiotem rozmów była wizyta prezydenta w Katyniu.
Prokurator zapytał, czy plany wizyty Tuska w Katyniu były konsultowane z kancelarią prezydenta Kaczyńskiego. Były premier odpowiedział, że było to konieczne na pewnym etapie, a strona rosyjska zaprosiła polską stronę na wspólne obchody rocznicy zbrodni katyńskiej.
Tusk odpowiadając na pytanie prokuratora, stwierdził, że nie można wskazać konkretnej daty powstania koncepcji wspólnych uroczystości polsko-rosyjskich w Katyniu.
Prokurator pytał, kiedy pojawiła się pierwsza koncepcja spotkania polsko-rosyjskiego w Katyniu. Były premier odpowiedział, że ta sprawa była omawiana jeszcze przed końcem 2009 roku jako "pożądane przez polską stronę".
Były premier przypomniał, że w czasie pełnienia urzędu szefa rządu kilkakrotnie korzystał z różnych środków transportu, na przykład z samolotów cywilnych.
Tusk: prezydent Kaczyński forsował bardzo samodzielną, na granicy uprawnień konstytucyjnych, politykę zagraniczną i bez szczególnych konsultacji. W mojej ocenie to było nie zgodne z duchem i literą konstytucji.
Mec. Lew-Mirski pyta, czy prezydent musiał załatwiać organizację lotu do Katynia z kancelarią premiera. Zdaniem Tuska "to w jaki sposób, te mechanizmy działały, jest szczegółowo opisane w dokumentacji".
Mec. Lew-Mirski pyta, czy ta sama aparatura na lotnisku w Smoleńsku była używana do lądowania premiera 7 kwietnia i prezydenta trzy dni później. Tusk odpowiedział, że premier nie sprawdza technicznych szczegółów wizyt.
- 10 kwietnia prezydent Kaczyński leciał na czele polskiej delegacji na polskie uroczystości w Katyniu. 7 kwietnia ja leciałem na uczczenie 70. rocznicy zbrodni katyńskiej z premierem Putinem, a potem żeby odbyć wizytę roboczą - wyjaśnił Tusk.
Tusk powiedział, że wizyta w Katyniu wiązała się również z roboczymi obowiązkami, polegającymi m.in. na podpisaniu kilku umów ze stroną rosyjską.
- Nigdy nie było to przedmiotem mojej refleksji - tak Tusk odpowiedział na pytanie mec. Mirskiego na temat statusu lotu prezydenckiego do Katynia w 2010 roku.
Mec. Lew-Mirski zapytał Tuska o bezpieczeństwo lotniska w Smoleńsku. Były premier odpowiedział, że lądowanie na nim nie wiązało się z żadnym ryzykiem.
Zdaniem byłego premiera zarówno w archiwalnych wypowiedziach, jak i dokumentach nie ma żadnych śladów na planowanie wspólnej wizyty jego i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu.
Tusk: nie mam świadomości, żeby pojawił się jakikolwiek sygnał ze strony prezydenta, że są niezadowoleni z projektu mojej wizyty i wizyty pana prezydenta 10 kwietnia.
Przewodniczący Rady Europejskiej powiedział, że rozdzielenie wizyt premiera i prezydenta w Katyniu 2010 roku to termin "publicystyczny" i "propagandowy", a wspólna wizyta w Rosji nie była planowana przez żadną ze stron.
- Nie miałem takiego sygnału od prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nie spodziewałem się, że taka inicjatywa wyjdzie ze strony prezydenta - tak Tusk odpowiedział na pytanie mec. Mirskiego czy był plan wspólnej wizyty w Katyniu.
Mec. Lew-Mirski zapytał, jaki Tusk miał pomysł na uroczystości upamiętnienia 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Tusk: w połowie stycznia dałem zielone światło urzędnikom, że prawdopodobne, że będę w Katyniu.
Tusk: 10 kwietnia, bo taką ostateczną datę przyjął i zaproponował minister Przewoźnik, jako datę uroczystości a nie wizyt międzypaństwowych. Na uczestnictwo w nich zdecydował się prezydent Lech Kaczyński. Było jasne, że to on będzie wtedy stał na czele tych uroczystości.
Mec. Lew-Mirski zapytał kiedy w Polsce postanowiono uczcić 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. Tusk odpowiedział, że już wyjaśnił tą kwestię, a zamysł wyjazdu był "procesem, który obejmował aktywność wielu urzędników, a kluczowy był Andrzej Przewoźnik".
Tusk: Chyba w styczniu rozważano datę tej uroczystości. Umiejscawiano ją miedzy 6 a 13 kwietnia, żeby odpowiadała dotychczasowej tradycji obchodów.
Mec. Lew-Mirski, reprezentujący cześć rodzin smoleńskich, zapytał Tuska kiedy dokładnie zapadła decyzja o jego wizycie w Katyniu 7 kwietnia 2010 roku. Były premier powiedział, że tą decyzję trzeba lokować na początku lutego 2010 roku.
Tusk odpowiedział na pytanie sądu czy zna wszystkich oskarżonych. Odpowiedział, że osobiście zna Tomasza Arabskiego.
Tusk: - Polska strona dawała jasno do zrozumienia, że podstawą do lepszych relacji polsko-rosyjskich musi być wspólna ocena wydarzeń historycznych.
Zdaniem Tuska wizyta Putina podczas uroczystości upamiętnienia wybuchu II wojny światowej w 2009 roku była potwierdzeniem, że strona rosyjska jest skłonna znaleźć porozumienie z Polską w temacie polityki historycznej.
- Moja wizyta 7 kwietnia, organizowana przez moich urzędników, była bezpośrednie na zaproszenie ówczesnego premiera Federacji Rosyjskiej Władimira Putina - dodał Tusk. Wyjaśnił, że w kontekście politycznym jego wizyta w Katyniu miała przyczynić się do normalizacji stosunków polsko-rosyjskich.
- Nie jest rolą premiera zajmować się detalami organizacyjnymi. Do premiera należy decyzja jaki jest cel polityczny, co chce się osiągnąć dla państwa - mówił Tusk.
- W kwestii organizacji wizyty nie leży w kompetencji premiera nie leży zajmowanie się stroną logistyczną tego typu inicjatyw - powiedział Tusk na pierwsze pytanie sądu o sprawę wizyty prezydenta w Katyniu.
Sąd pozwolił na transmitowanie przesłuchania.
Zarówno przed budynkiem sądu, jaki w środku pojawili się zwolennicy oraz przeciwnicy byłego premiera.
Były premier składa przyrzeczenie o składaniu prawdziwych zeznań przed sądem.
Rozpoczęło się przesłuchania Donalda Tuska przed warszawskim sądem.
Tusk przyjechał do warszawskiego sądu samochodem, w towarzystwie między innymi swego współpracownika, byłego rzecznika rządu, Pawła Grasia. Przed sądem przywitała do grupa zwolenników - polityków PO i działaczy Komitetu Obrony Demokracji. "Tu jest Polska!" - między innymi takie okrzyki można było usłyszeć przed gmachem SO w Warszawie.
W tłumie są między innymi posłanki Platformy: Małgorzata Kidawa-Błońska i Joanna Mucha. Wicemarszałek Sejmu powiedziała dziennikarzom, że wolałaby, aby Tusk przyjeżdżał do Warszawy "na spotkania z przyjaciółmi, a nie do tłumaczenia się z niedorzecznych oskarżeń".
- I naprawdę każdy jego pobyt w Warszawie to sprawa w prokuraturze albo w sądzie. Chyba już czas, żeby było normalnie - dodała Kidawa-Błońska.
Na miejscu są także przeciwnicy byłego premiera. Jeden z mężczyzn trzyma transparent o treści: "Współwinni zbrodni wciąż żyją bezkarnie. Mord Smoleńsk 2010".
"Żadnej sensacji"
- Nie o nastrój chodzi, tylko o ważne sprawy - mówił dziennikarzom Donald Tusk, wychodząc w poniedziałek rano ze swojego domu w Sopocie i wsiadając do samochodu.
Były premier jest świadkiem w procesie byłego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego oraz czterech innych urzędników w sprawie organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku.
- Sąd wzywa mnie na świadka w sprawie, więc tak jak każdy obywatel i ja mam ten obowiązek. Żadnej sensacji - mówił niedawno Tusk, obecnie przewodniczący Rady Europejskiej.
"Wobec rozbieżności w zeznaniach"
Rozprawę - w charakterze publiczności - obserwuje kilkadziesiąt osób, w większości dziennikarzy. Wnioski o wydanie kart wstępu można było już składać w sądzie od stycznia.
Proces Arabskiego i czterech innych urzędników - zainicjowany prywatnym aktem oskarżenia - rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Warszawie w marcu 2016 roku. Poza szefem Kancelarii premiera z lat 2007-2013 oskarżonych jest dwoje urzędników kancelarii - Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia.
We wrześniu zeszłego roku sąd zapytał strony, czy odczytać zeznania Tuska z prokuratury, czy też wezwać go na rozprawę jako świadka. W imieniu oskarżycieli prywatnych mecenas Anna Mazur powiedziała, że wnosi o wezwanie byłego premiera "wobec rozbieżności w zeznaniach". Dodała, że powinien on mieć wiedzę o działaniach Arabskiego w całej sprawie.
- Rozumiejąc intencje oskarżenia, które stoi na stanowisku, że z racji pełnionej wówczas funkcji świadek może posiadać wiedzę odnośnie do zdarzeń będących przedmiotem niniejszego postępowania, tego świadka oczywiście przesłuchamy. Natomiast chcielibyśmy to uczynić na koniec postępowania, po przesłuchaniu innych świadków - zdecydował we wrześniu przewodniczący składu sędziowskiego Hubert Gąsior.
Wznawiany proces
Podstawą złożonego w grudniu 2014 roku prywatnego aktu oskarżenia jest artykułu 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego.
Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w listopadzie 2014 roku umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Prokuratura oceniła wtedy, że choć były nieprawidłowości przy organizacji przez cywilnych urzędników lotów do Smoleńska w 2010 roku, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. Wcześniej śledztwo było dwukrotnie umarzane i dwukrotnie sąd nakazywał jego wznowienie.
Zgodnie z przepisami prawomocne umorzenie otworzyło drogę prywatnemu (subsydiarnemu) aktowi oskarżenia. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy - między innymi Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.
Do procesu - jako "rzecznik praworządności" - przyłączyła się prokuratura. W rozprawach uczestniczy zwykle dwóch prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Niedopełnienie obowiązków
Arabskiemu oskarżyciele prywatni zarzucili między innymi niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru i koordynacji nad zapewnieniem specjalnego transportu wojskowego dla prezydenta RP. Byłemu szefowi kancelarii premiera zarzucono niepoczynienie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku, które "w świetle prawa lotniczego nie było lotniskiem", a także niepoinformowanie "uprawnionych służb o znanym mu statusie tego terenu, podczas gdy status lotniska miał istotne znaczenie dla bezpieczeństwa lotu i zakresu obowiązków służb".
Ponadto przekonywano w oskarżeniu, że Arabski "nie zapewnił sprawnego i terminowego" obiegu dokumentów niezbędnych do prawidłowego przebiegu lotu.
Pozostałym urzędnikom oskarżyciele zarzucili między innymi brak ustaleń w sprawie statusu lotniska, nieterminowe dostarczanie dokumentów oraz niezweryfikowanie aktualności tak zwanych kart podejścia do lotniska. "Ewidencja składanych zamówień i wykonywanych lotów przez kancelarię premiera była prowadzona w sposób niedokładny, nierzetelny i niekompletny, co utrudniało koordynację i monitorowanie wykonywania transportu specjalnego" - wskazali oskarżyciele.
"Nie przyznaje się"
W pisemnych odpowiedziach na akt oskarżenia złożonych jeszcze przed rozpoczęciem procesu, obrońcy urzędników wnieśli o uniewinnienie swoich klientów. Obrońca Arabskiego podkreślał na przykład, że za zapewnienie bezpieczeństwa lotu odpowiadał 36. specpułk zajmujący się wówczas transportem najważniejszych osób w państwie, a do obowiązków szefa kancelarii premiera nie należał ani wybór miejsca lądowania, ani ustalanie statusu lotniska. Wskazywał, że nie było związku między działaniem oskarżonego, a obniżeniem poziomu bezpieczeństwa lotu.
W sierpniu 2016 roku Arabski powiedział przed sądem: - Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów, bo jestem niewinny.
- Nie uczestniczyłem - ani ja, ani kancelaria premiera - w organizacji lotu prezydenta 10 kwietnia 2010 roku. Organizatorem wyjazdu prezydenta do Katynia była Kancelaria Prezydenta. Nigdy nie był organizowany tak zwany wspólny wyjazd do Katynia, więc co za tym idzie, tak zwane rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca - przekazał w krótkim oświadczeniu. Dodał, że termin "rozdzielenie wizyt" funkcjonuje w publicystyce politycznej, bardzo często agresywnie, ale - podkreślił - nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
Przed warszawskim Sądem Okręgowym przesłuchani już zostali w tej sprawie liczni świadkowie, między innymi były szef MSZ Radosław Sikorski, wielu ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta, KPRM oraz ambasady w Moskwie, a także przedstawiciele ówczesnego kierownictwa BOR i 36. specpułku.
Na początku stycznia sąd rozpoczął tak zwane zaliczanie materiału dowodowego. Zazwyczaj jest to jedna z ostatnich czynności w procesie przed jego zakończeniem, mowami końcowymi stron i wyrokiem. Poza przesłuchaniem Tuska zaplanowany jest jeszcze jeden termin rozprawy - 8 maja przesłuchany ma zostać niemogący wcześniej zeznawać Paweł O., w 2010 roku oficer 36. specpułku. Konieczne okażą się zapewne jeszcze dodatkowe terminy na zakończenie zaliczania materiału dowodowego.
Autor: dasz//now / Źródło: PAP