Prokuratura wezwała na przesłuchanie najbogatszego Polaka. Jan Kulczyk jest pokrzywdzonym ws. nagranej rozmowy mec. Romana Giertycha z Piotrem Nisztorem, dziennikarzem "Wprost". Tygodnik opublikował stenogram tej rozmowy sugerując, że wypowiedzi byłego wicepremiera mają być dowodem m.in. na to, że Giertych miał szukać "haków" na znanych biznesmenów. Jednak to od zeznań Kulczyka będzie zależeć czy, a jeśli tak, to który uczestnik nagranej rozmowy będzie rozpracowywany przez prokuratorów.
Najbogatszy, polski przedsiębiorca został już formalnie wezwany. - Potwierdzam, że kilka dni temu wysłano to wezwanie - mówi dziennikarzowi portalu tvn24.pl Przemysław Nowak, rzecznik stołecznej prokuratury. Prokuratura nie chce ujawnić daty przesłuchania. ale według naszych nieoficjalnych informacji powinno się ono odbyć do końca sierpnia. Kulczyk będzie zeznawać jako pokrzywdzony.
Zawiadomienie przeciwko Giertychowi
1 sierpnia Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo po zawiadomieniach, które wpłynęły po opublikowanej przez "Wprost" rozmowie Giertycha z Nisztorem. Jedno z tych zawiadomień - w celu ścigania byłego wicepremiera - skierował Michał Kabaciński, poseł Twojego Ruchu.
Prokuratorzy badają, czy od 18 sierpnia 2011 do 5 lipca 2014 roku stosowano "bezprawne groźby polegające na rozgłaszaniu wiadomości uwłaczającej czci Jana Kulczyka w celu zmuszenia go do określonego działania".
Kto, z kim i o czym rozmawiał?
Zarejestrowana przez Nisztora rozmowa odbyła się w sierpniu 2011 r. w kancelarii Giertycha, podczas mocno zakrapianej alkoholem kolacji. Były wicepremier spotkał się z obecnym współpracownikiem "Wprost" Piotrem Nisztorem oraz Janem Pińskim, dziś redaktorem naczelnym "Uważam Rze".
Z tych powodów prokuratura zdecydowała się prowadzić śledztwo w kierunku "zmuszania" Kulczyka "do określonego zachowania" poprzez "groźbę bezprawną rozgłaszanie wiadomości uwłaczającej jego czci".
Decydujące zeznania Kulczyka
Jednak czy prokuratura będzie ścigać Giertycha zależeć będzie tylko od zeznań pokrzywdzonego, czyli Kulczyka. Bowiem to on wie, czy były wicepremier, a obecnie mecenas rzeczywiście miał go "zmuszać do określonego zachowania" poprzez "groźbę bezprawną rozgłaszanie wiadomości uwłaczającej jego czci".
Możliwy jest też scenariusz, że zdaniem Kulczyka odpowiedzialny jest inny uczestnik nagranej rozmowy. Może też się okazać, że zdaniem biznesmena nikt mu nie groził.
- To zeznania pokrzywdzonego zakreślą ramy przedmiotowe tego postępowania - przyznaje prokurator Nowak.
"Podwójna manipulacja" ?
We "Wprost" znalazły się jedynie fragmenty stenogramów - z przewagą wypowiedzi Giertycha, słowa Nisztora tygodnik potraktował na zasadzie omówienia. Kilka dni później redakcja opublikowała w sieci 2,5 godzinne nagranie z rozmowy.
Zanim to się jednak stało, Giertych odniósł się do sprawy na początku lipca w "Kropce nad i". Tłumaczył, że "Wprost" nie opublikował nagrania, a jedynie stenogram z jego rozmowy z Piotrem Nisztorem. - Jest to jednostronny stenogram, gdzie padają moje słowa, a nie padają słowa Piotra Nisztora - mówił.
Zdaniem Giertycha dokument został "podwójnie zmanipulowany" - Nie ma w nim słów Nisztora, a w moje usta wpycha się przedstawianie informacji, które chwile wcześniej przedstawił pan Nisztor - mówił.
"Na zlecenie klienta"
Giertych wyjaśnił, że działał na zlecenie swojego klienta i dlatego spotkał się z dziennikarzem. Jak mówił, jest nim "biznesmen blisko współpracujący z Janem Kulczykiem". Nie chciał jednak powiedzieć, czy ta osoba skontaktowała się z nim na polecenie samego Kulczyka - zasłaniał się tajemnicą adwokacką. - Niczego nie ujawniłem bez konsultacji z moim mocodawcą. Wszystko to, co dzisiaj mówię jest z nim konsultowane - mówił.
"Zadanie: uzyskać książkę"
Giertych tłumaczył, że miał dwa zadania: uzyskać książkę Piotra Nisztora o Janie Kulczyku, a następnie negocjować kwestię praw autorskich. - Pierwszą część zrobiliśmy - powiedział. Jak mówił, otrzymał od dziennikarza za darmo egzemplarz jego książki, który składa się z blisko 200 stron. Wyjaśnił, że są w nim nie tylko informacje o Janie Kulczyku, ale także "parę stron" poświęconych innym biznesmenom: Leszkowi Czarneckiemu i Michałowi Sołowowi.
- Dokonaliśmy analizy prawnej tych wypocin pana Nisztora. Z analizy wynikało, że Kulczyk nie musiał się specjalnie obawiać, choć książka narusza jego dobra osobiste - tłumaczył. W książce miały znaleźć się informacje o powiązaniach nieżyjącego ojca Jana Kulczyka.
Nisztor "miał problemy z wydawcami"
Co na to drugi z rozmówców? Nisztor w rozmowie z Sylwestrem Latkowskim i Michałem Majewskim z "Wprost" tłumaczył, że książka o Kulczyku się nie ukazała, bo dziennikarz miał problemy z wydawnictwem. Według niego trzykrotnie podpisywało umowy, a potem je zrywało. Ostatecznie "strasznie zawiedziony tamtą sytuacją" sam nie szukał wydawcy. Nikt też się nie zgłosił.
Pytany, dlaczego zdecydował się nagłośnić rozmowę z Giertychem dopiero po trzech latach, stwierdził, że nie zrobił tego wcześniej, bo chciał wykorzystać ją w książce.
- Jest przykładem nacisków, które mnie spotkały, gdy zbierałem materiał o Kulczyku. Chciałem tę historię zawrzeć we wstępie pokazującym kulisy powstawania książki. Kiedy jednak wybuchła afera podsłuchowa, zaczęto publicznie stawiać mi zarzuty, że ktoś rzekomo proponował mi 400 tys., że miałem wziąć pieniądze i tak dalej. Postanowiłem to uciąć - mówił w wywiadzie dla "Wprost" Nisztor.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl)\mtom / Źródło: tvn24.pl