Piotr Małachowski był o krok od złotego medalu w rzucie dyskiem na igrzyskach w Rio de Janeiro. Prowadził od początku zawodów i dopiero w ostatnim rzucie wyprzedził go Niemiec Christoph Harting. Polak po raz drugi w karierze wywalczył wicemistrzostwo olimpijskie.
Po takim konkursie można się załamać. Przed ostatnią serią rzutów Małachowski prowadził z wynikiem 67,55 m. Drugi w stawce Harting miał 66,34. Został mu ostatni rzut. Stanął w kole i posłał dysk na odległość 68,37 - swój rekord życiowy i rekord sezonu. To był szok. Nasz zawodnik nie był już w stanie poprawić wyniku Niemca. W rozpaczy runął na siatkę okalającą rzutnię.
Można było liczyć na złoto
Małachowski był wielkim faworytem konkursu rzutu dyskiem. To w końcu mistrz świata z 2015 roku z Pekinu, dwukrotny wicemistrz globu z 2009 i 2013 oraz aktualny mistrz Europy z Amsterdamu. 33-latek doskonale znał też smak olimpijskiej rywalizacji. Na igrzyskach w Pekinie zdobył srebrny medal. Cztery lata temu przed startem w Londynie przytrafiła mu się kontuzja i na głównej imprezie zajął piąte miejsce. To było wielkie rozczarowanie dla naszego zawodnika. Zapowiedział, że niepowodzenie powetuje sobie w Rio. Dotrzymał słowa, choć to srebro może mieć dla niego gorzki smak.
Po wygranych piątkowych eliminacjach Małachowski mówił, że w sobotę powalczy o złoto. Czuł się mocny. Bardziej niż rywali obawiał się deszczu i mokrego koła. W sobotę była jednak ładna pogoda, która nie mogła mu przeszkodzić.
- To jest najważniejsza impreza dla sportowca, każdy chce zdobyć medal. Trzeba robić swoje. Nie można dać się zwariować. Im bardziej człowiek się napina, tym gorzej - mówił przed najważniejszym konkursem w życiu Małachowski.
Prowadził bardzo długo
I Polak wyszedł na stadion olimpijski bardzo spokojny. Został zaprezentowany przy dźwiękach samby, po czym w doskonałym rytmie przystąpił do zawodów. Startował jako ostatni z finałowej dwunastki. I już w pierwszej serii pokazał rywalom moc. Dysk po jego rzucie poszybował na świetną odległość 67,32 m. To było ponad półtora metra dalej niż osiągnął kolejny zawodnik w stawce (Harting miał 65,77). Wszyscy przeciwnicy musieli poczuć się słabo.
Po świetnym starcie Polak nie musiał się spinać, denerwowali się konkurenci. W drugiej próbie nasz zawodnik rzucił nieco słabiej, bo 67,06. W trzeciej poprawił jednak najlepszy rezultat. 67,55 m! Co ciekawe, 33-latek kręcił głową i nie był w pełni zadowolony. Czuł, że nadal ma rezerwy. Dwie kolejne próby zawodnika Śląska Wrocław były słabsze. Jedną spalił, druga to 65,51. Prowadził i czekał już tylko na rzut Hartinga. Niestety był to rzut, który zabrał nam złoto.
Autor: dasz / Źródło: sport.tvn24.pl, PAP