Z Borussią Dortmund i Bayernem Monachium triumfował w Lidze Mistrzów. Uchodził za jednego z najbardziej skutecznych i utytułowanych szkoleniowców w historii. We wtorek Ottmar Hitzfeld pożegnał się z trenerską ławką, ale rozstanie miało gorzki smak.
Prowadzona przez niego Szwajcaria po golu straconym w 118. minucie gry uległa Argentynie 0:1 w 1/8 finału mistrzostw świata. Po końcowym gwizdku 65-letni Niemiec przemierzał spokojnie murawę stadionu w Sao Paulo, by każdemu ze swoich załamanych piłkarzy podać rękę i podziękować za wysiłek. Moment był smutny, ale Hitzfeld był na niego gotowy od kilku miesięcy, bo dużo wcześniej zapowiedział, że po mundialu przechodzi na sportową emeryturę.
Trudne chwile w Brazylii
- Już kiedyś przeżyłem coś takiego, jak dziś. W ciągu trzech minut straciliśmy z Bayernem Monachium Puchar Europy na rzecz Manchesteru United, choć prowadziliśmy. Dziś w tych kilku chwilach przeżyłem, niczym w pigułce, moją całą trenerską karierę jeszcze raz - zaznaczył Hitzfeld.
- Wszystkie takie momenty pozostaną we wspomnieniach. Takich emocji dostarcza tylko futbol. Ale dziś była chwila wyjątkowa. Cieszę się, że choć żegnam się porażką, to jednak z podniesionym czołem - dodał.
1 lipca 2014 roku Hitzfeld będzie pamiętał nie tylko z powodu gola Di Marii, odpadnięcia z mundialu, ostatniego spotkania w karierze, ale z jeszcze bardziej smutnego powodu. Rano dowiedział się, że w Bazylei zmarł na nowotwór jego 17 lat starszy brat Winfried. Za pośrednictwem szwajcarskiej federacji poprosił dziennikarzy, by nie poruszali tego tematu, ale podczas odgrywania hymnu przed meczem był wyraźnie poruszony i bliski łez. Nie pozwolił sobie jednak na chwile słabości.
"W prowadzeniu drużyny osiągnął mistrzostwo"
Zresztą samodyscyplina, co podkreślają jego podopieczni, zawsze była jego znakiem firmowym. Wiele wymagał od innych, ale jeszcze więcej od siebie. To pozwoliło mu z przeciętnego piłkarza przeistoczyć się w uznanego szkoleniowca.
Nie tylko preferował taktyczny perfekcjonizm, lecz potrafił utemperować wielkie ego takich graczy jak Stefan Effenberg czy Oliver Kahn w Monachium oraz Matthias Sammer bądź Andreas Moeller w Dortmundzie.
- W prowadzeniu drużyny, zarządzaniu grupą osiągnął mistrzostwo - przyznał Effenberg i dodał, że właśnie umiejętność współpracy z zawodnikami leżała u podstaw jego sukcesów trenerskich.
Z Bayernem pięć razy wywalczył mistrzostwo Niemiec, a w 2001 roku sięgnął po Puchar Europy. Z Borussią w Lidze Mistrzów triumfował w 1997 roku, a Bundesligę wygrał dwukrotnie.
Obok Ernsta Happela, Jose Mourinho, Juppa Heynckesa i Carlo Ancelottiego jest na krótkiej liście pięciu szkoleniowców, którzy zdobyli PE z dwoma różnymi klubami.
"Jestem dumny"
- Jestem dumny z tego, co osiągnąłem w zawodowym życiu. Miałem przyjemność pracować w znakomitych klubach ze świetnymi i mądrymi piłkarzami - przyznał urodzony w Loerrach Niemiec, którego kariera piłkarska i trenerska jednak mocno związana jest ze Szwajcarią.
Był zawodnikiem m.in. FC Basel, Lugano i FC Luzern, później szkolił zespoły SC Zug, FC Aarau i Grasshoppers Zurych, a w 2008 roku, po nieudanych dla Helwetów mistrzostwach Europy, został zaprezentowany jako selekcjoner tamtejszej drużyny narodowej.
Wywalczył ze Szwajcarami awans do MŚ w RPA, ale mimo wygranej z Hiszpanią (1:0) na inaugurację nie wyszedł z grupy. Później przyszły przegrane kwalifikacje do Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie, a następnie udane eliminacje do mundialu w Brazylii, który miał stanowić ukoronowanie jego kariery.
- Nigdy wcześniej nie widziałem go tak skupionego jak w ostatnich dniach - ocenił już w trakcie MŚ szef szwajcarskiej federacji Peter Gillieron.
Po meczu w Sao Paulo Hitzfeld po raz kolejny podkreślił, że na trenerską ławkę już nie wróci. - Z futbolem jednak nie potrafiłbym zerwać. Będę komentował mecze w telewizji - zapowiedział.
Autor: kris / Źródło: PAP