- Artur* to dobry uczeń. Byłem zszokowany, kiedy dowiedziałem się, że swoim zachowaniem tak zbulwersował księdza, że ten go uderzył - mówi dyrektor gimnazjum nr 35 w Łodzi o zdarzeniu, do którego doszło w poniedziałek podczas rekolekcji. Ksiądz przeprasza, ale sprawą zajmuje się już policja.
Grupa 250 gimnazjalistów pojawiła się w poniedziałek w kościele. Po wejściu do świątyni zrobił się bałagan, z opanowaniem którego problem miał ksiądz prowadzący rekolekcje.
- Przez 15 minut próbowałem wprowadzić minimum dyscypliny w grupie, prosząc o ciszę. Nauczyciele ograniczyli swoje zaangażowanie w opiekę nad młodzieżą do milczącej obecności - mówi ksiądz na łamach "Dziennika Łódzkiego", który nagłośnił fakt, że duchowny w pewnym momencie podszedł do jednego z nastolatków i uderzył go w twarz. Nam nie udało się z księdzem porozmawiać, bo dziś znowu prowadzi rekolekcje.
Moment uderzenia widzieli koledzy Artura*. Do ciosu przyznaje się też sam duchowny.
- Świadków przeprosiłem za moje zachowanie od razu. Mam świadomość, że choć fizycznie nie skrzywdziłem bardzo tego chłopca, to bez wątpienia poniżyłem go przy wszystkich - tłumaczy się na łamach lokalnej prasy duchowny.
- Wiem, że zrobiłem źle i to jest dla mnie oczywista sprawa. Co do tego doprowadziło spytajcie nauczycieli. Doskonale wiedzą - powiedział nam ksiądz.
Będą konsekwencje?
Na przeprosinach sprawa raczej się nie zakończy. Matka uderzonego chłopca nie zamierza sprawy tak po prostu zostawić.
- Zadzwonił do mnie dyrektor szkoły z informacją, że ksiądz uderzył moje dziecko. Byłam zszokowana. Nigdy nie miałam problemów wychowawczych z synem - opowiada kobieta w rozmowie z tvn24.pl. Wyjaśnia, że szybko przyjechała po syna. Zawiadomiła też policję.
- Funkcjonariusze wyjaśnili mi, że tego typu czyny ścigane są z powództwa cywilnego i jeżeli naprawdę chcę ścigania, to powinnam pojechać na komisariat. Tak też zrobiłam - opowiada.
- Ksiądz wyraził skruchę. Stwierdził, że nie mógł opanować grupy, a zwłaszcza tego chłopca, który potem został poszkodowany. Czynności dotyczą naruszenia nietykalności osobistej, za co polski kodeks przewiduje maksymalną karę roku pozbawienia wolności. Po zgromadzeniu materiału dowodowego zostanie on przekazany matce. To ona zdecyduje, czy wystąpić do sądu z prywatnym aktem oskarżenia - wyjaśnia mł. insp. Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Ksiądz przeprasza
Matka tłumaczy, że początkowo wiedziała o zdarzeniu tylko tyle, że jej syn miał w kościele puszkę z napojem.
- Myślałam, że to tak rozsierdziło duchownego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mój syn nie powinien siedzieć w świątyni z napojem, za co też został przeze mnie skrytykowany. Nie zmienia to jednak faktu, że nie tłumaczy to agresji - podkreśla kobieta.
Duchowny podkreśla, że żałuje swojego czynu.
- Przeprosiłem w kościele za swoje zachowanie. Chciałbym też osobiście przeprosić zarówno chłopca, jak i jego rodziców. Wczoraj nie miałem już takiej szansy. Nie cofnę tego, co się stało, ale bardzo tego żałuję. To nie powinno mieć miejsca - mówi reporterom "DŁ".
"Brak podstawowej wiedzy"
We wtorek o poniedziałkowym zdarzeniu dyrektor gimnazjum powiadomił kurię i kuratorium oświaty.
- Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Ksiądz, który dopuścił się tego czynu, nie pracuje w szkole. Byłem jednak przekonany, że skoro pozwolono mu prowadzić rekolekcje, to ma on wiedzę pedagogiczną - mówi dyrektor Wojciech Ulatowski.
Dodaje, że nic nie tłumaczy księdza.
- Praca z nastolatkami jest bardzo wymagająca. Jeżeli jednak ktoś daje się sprowokować i przechodzi do agresji fizycznej, to z całą pewnością nie ma podstawowej wiedzy o tym, jak należy zachować się w takich sytuacjach - tłumaczy.
Dyrektor zaznacza, że uderzony nastolatek jest dobrym uczniem, z którym nauczyciele nigdy nie mieli problemów.
Szkoła zgodziła się na kontynuowanie rekolekcji po tym, jak proboszcz parafii obiecał, że będzie sprawował nadzór nad sposobem ich realizacji przez duchownego.
*imię zostało zmienione na życzenie rodziny
Autor: bż//ec/jb / Źródło: TVN24 Łódź, Dziennik Łódzki
Źródło zdjęcia głównego: Google Street View