Punktem wyjścia kandydata jest rozpoczęcie kampanii tam, gdzie widać będzie euforię, ale potem zadaniem sztabu jest dobrze przewidzieć, gdzie są wyborcy, którzy jeszcze nie są przekonani, że na naszego kandydata zagłosują. Marcin Gutowski, reporter "Czarno na białym", sprawdzał, co można wyczytać z trasy podróży poszczególnych kandydatów.
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek trzeciego czerwca ogłasza datę wyborów prezydenckich i tym samym rozpoczyna nową, wyjątkowo intensywną i krótką, kampanię. Kandydaci znów ruszają w Polskę. To, dokąd trafią, mówi o nich bardzo wiele. Jeśli o całej kampanii miałoby świadczyć to, gdzie kandydat ją zaczyna, to tę ostatnią główni konkurenci rozpoczęli w swoich bastionach. Andrzej Duda kampanię rozpoczął w południowo-wschodniej Polsce. - Trzeba ustawy składać do Sejmu, trzeba je przyjmować i trzeba je wreszcie zatwierdzić, czyli podpisać – mówił do zgromadzonych w Chełmie. Pięć lat temu Andrzej Duda wygrał w Chełmie pewnie, bo różnicą ponad 10 punktów procentowych, w drugiej turze. - Będziecie mieli państwo nowy dworzec kolejowy na miarę Chełma przyszłości, tego, jaki on powinien być i na jaki zasługuje - obiecywał.
W tym samym czasie nowy kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski zaczynał kampanię w mateczniku Platformy Obywatelskiej. – Czwarty czerwca to są urodziny wolnej Polski i gdzie mogłem być, jak nie tu, w Gdańsku – mówi podczas obchodów Dnia Wolności i Praw Obywatelskich. W poprzednich wyborach kandydat Platformy Obywatelskiej wygrał w Gdańsku z potężną przewagą ponad 25 punktów procentowych. – To tutaj w roku 1980 zaczęła się nasza droga do wolności – zwraca uwagę Rafał Trzaskowski.
- Jak śmieją dzisiaj mówić o solidarności, skoro Solidarność przeciwko nim protestowała – mówi w tym czasie w Chełmie prezydent Andrzej Duda. – Jeśli ktoś jest ofiarą stłuczki z rządowymi limuzynami, nie może się doczekać ani doprosić o sprawiedliwość, dzisiaj naszym obowiązkiem jest stanie przy słabszych. To jest właśnie nowa solidarność – podkreśla Rafał Trzaskowski w Gdańsku.
Tego samego popołudnia, gdy kandydaci największych partii z odległości około 600 kilometrów obrzucali się oskarżeniami, Krzysztof Bosak rozpoczynał kampanię w Białymstoku, mieście znanym z mocnego ruchu narodowego, ale też zamiłowania do muzyki. – Niech się boją. Zaskoczmy ich, pokażmy siłę, pokażmy, jak wieje wiatr historii – apelował kandydat Konfederacji.
Zupełnie inny początek kampanii wybrał Szymon Hołownia, który, co prawda, wystartował w stolicy i okolicach, ale już chwilę później był na południowym-wschodzie kraju. Zatrzymał się w Godziszowie, miejscowości, w której pięć lat temu Andrzej Duda wręcz zmiażdżył wyborczego rywala, uzyskując 94,2 procent głosów. – Zbudować Polskę choćby za pięć czy dziesięć lat, taką, której wyborca PiS będzie mógł z wyborcą Platformy normalnie usiąść i porozmawiać, i to się mordobiciem po dwóch głębszych nie skończy – życzy sobie niezależny kandydat na prezydenta.
Robert Biedroń zaczynał swoją kampanię rzut beretem od Godziszowa, w Kraśniku. - Buduje się CPK, wielką inwestycję za prawie 100 miliardów złotych. Na to są pieniądze, a na ratowanie szpitala w Kraśniku nie ma. To państwo postawione jest na głowie – zwraca uwagę kandydat Lewicy. Godzinę później w dokładnie w tej samej sprawie i w tym samym mieście mówił Władysław Kosiniak-Kamysz. – Będę wtedy natychmiast do was przyjeżdżał i obronimy każde miejsca pracy – obiecuje.
Zatem początki kampanijne tras wszystkich kandydatów, poza Szymonem Hołownią, zdały się przewidywalne. Ciekawsze miałoby być to, co dalej. – Poprowadzą nas drogą rozwoju przez najbliższe lata. Droga, która zaczęła się od tego, że powiedzieliśmy: Polska musi być państwem jednakowo rozwiniętym – mówi w Stalowej Woli Andrzej Duda. Tymczasem droga ubiegającego się o reelekcję prezydenta pokazuje, że ominął dokładnie połowę województw i wybrał ją zgodnie z utrwalonymi partyjnymi podziałami. Nie odwiedził regionów zwyczajowo głosujących na kandydatów Platformy Obywatelskiej: województwa wielkopolskiego, zachodniopomorskiego czy lubuskiego, ale też zignorował tradycyjnie głosujące na PiS województwa: podkarpackie, małopolskie, świętokrzyskie czy podlaskie.
- Rafał Trzaskowski nie ominie żadnego regionu i będzie wszędzie tam, gdzie są wyborcy – zapewnia rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec. Ale Trzaskowski wszędzie nie był. Po starcie w Gdańsku odwiedzał już tylko centrum i południe kraju, omijając bastiony Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej, nie licząc wiecu w Poznaniu jeszcze przed oficjalnym startem kampanii. – Czasu nie jest wiele. Ten czas na kampanię został maksymalnie skrócony. PiS, spodziewając się kłopotów z nowym kandydatem, starał się tak ograniczyć czas kampanii, żeby Rafał Trzaskowski nie mógł wszędzie dotrzeć – uważa Jan Grabiec.
- Będę jeździł ja, moi współpracownicy, nasi wolontariusze. Pojedziemy przez całą Polską – mówi Szymon Hołownia. Jego trasa rzeczywiście sprawiała wrażenie intensywnej. Kandydat ominął jedynie Śląsk – Górny i Dolny, Warmię i Mazury, Świętokrzyskie oraz rodzinne Podlasie. – Kampanii nienawidzę z całego serca, ale ją też kocham – mówi.
Szymon Hołownia odwiedził do środy 33 miejscowości, co daje mu drugą lokatę tuż przed Andrzejem Dudą, ale cichym zwycięzcą tego kampanijnego zestawienia jest Władysław Kosiniak-Kamysz. Kandydat ludowców w ciągu dwóch tygodni odwiedził aż 35 miejscowości, pomijając jednak całkowicie północno-zachodnią ścianę kraju, co może wskazywać, że walczy przede wszystkim o głosy bardziej konserwatywnych i przywiązanych do tradycji wyborców z uboższych regionów kraju. Jako jedyny odwiedził też Warmię i Mazury.
Robert Biedroń, przeciwnie do lidera PSL, zdaje się stawiać na liberalnego wyborcę z zachodu kraju. Odbył jednak zaledwie 19 spotkań z wyborcami, niemal dwukrotnie mniej niż Władysław Kosiniak-Kamysz. Gorzej pod tym względem wypada jedynie Krzysztof Bosak z 17 spotkaniami wyborczymi, ale z podobną do Roberta Biedronia trasą opartą na wizytach w zachodnich i południowych województwach. Kandydat Konfederacji jako jedyny pojechał agitować na Podkarpacie.
Gdy popatrzy się na wyniki drugiej tury wyborów z 2015 roku i nałoży na nie aktualną trasę Andrzeja Dudy można dostrzec, że odwiedzone przez niego miejsca niemal po równo rozkładają się pomiędzy województwa, w których wygrywał i przegrywał pięć lat temu. Wyniki poprzednich wyborów w województwach dokładnie na pół dzielą także wyborczy szlak Rafała Trzaskowskiego.
Krzysztof Bosak w Białymstoku zapowiadał, że planuje odwiedzić wszystkie województwa, ale raczej nie zdoła zrealizować tego planu, choć, rzeczywiście, jako jedyny spośród kandydatów nie zawitał do żadnej wsi czy małego miasteczka. Odwiedził za to najwięcej wielkich miast. Do podobnego wyniku zbliżył się tylko najpopularniejszy wśród wielkomiejskich wyborców Rafał Trzaskowski, który o połowę razy więcej był w średnich i dużych miastach, ale jego sztabowcy podkreślają, że był też na wsi i pewnie nieraz odwiedzi tereny wiejskie.
Jak powiedział niegdyś były lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna: "wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie". Tam we wtorek był Robert Biedroń i pytał o kolej w Końskich. Wcześniej w miejscowości tej Andrzej Duda składał podpis pod ustawą o transporcie kolejowym. Prezydent cytat z politycznego rywala wykorzystał na swoją korzyść w Rykach. – Grzegorz Schetyna powiedział kiedyś, że wybory wygrywa się w Rykach, a nie w miasteczku Wilanów, więc to całkiem niezły prognostyk – mówi.
Obok Władysława Kosiniaka-Kamysza to właśnie Andrzej Duda odwiedził najwięcej małych miejscowości w tej kampanii, ale niektóre jako kandydat, a dodatkowe jako głowa państwa. W Bytowie jako prezydent wizytował fabrykę mebli, a kilkadziesiąt minut później już jako kandydat spotyka się z wyborcami w Kościerzynie, by po kolejnych dwóch godzinach znów jako głowa państwa w niewielkim Lipuszu wręczać promesy na zakup wozów strażackich dla strażaków ochotników.
Jak pokazują twarde dane z poprzednich wyborów prezydenckich, to właśnie mieszkańcy wsi i miasteczek mieli największy wpływ na wynik, bo stanowili ponad 42 procent wszystkich wyborców. – Ludzie są naprawdę spragnieni tego, żeby ktoś z nimi wreszcie o tej Polsce zaczął rozmawiać, a nie tylko do nich przemawiać – mówi Szymon Hołownia. Statystyki pokazują, że to przede wszystkim na mieszkańcach wsi i małych miejscowości postawili w tej kampanii Andrzej Duda, Szymon Hołownia czy Władysław Kosiniak-Kamysz. W przeciwieństwie do Rafała Trzaskowskiego, Roberta Biedronia i Krzysztofa Bosaka, którzy skierowali się w większym stopniu ku elektoratowi z dużych miast. Ostatnie dni kampanii mogą przesądzić, która z tych dróg okaże się najskuteczniejsza i doprowadzi kandydata do celu.
Źródło: TVN24