W moim przekonaniu zdecydowanie doszło do złamania prawa. Dlaczego? Premier Mateusz Morawiecki powoływał się na podstawę prawną wynikającą z "ustawy antycovidowej", która wskazuje, że mógł zlecić w sumie komukolwiek cokolwiek, ale należy pamiętać, że ten przepis nie był przyjęty i nie obowiązuje ot tak sobie - mówiła we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 profesor Anna Rakowska-Trela. - Minister Jacek Sasin również złamał prawo. Można tutaj mówić o odpowiedzialności w przyszłości za tak zwany delikt konstytucyjny. Można też rozważać odpowiedzialność karną - dodała.
W czwartek rano Sejm ostatecznie przyjął - odrzucając wniosek Senatu - ustawę dotyczącą głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Trafi ona teraz na biurko prezydenta. W obecnie obowiązującym stanie prawnym wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja, a ewentualna druga tura - 24 maja. Jednak w środę wieczorem prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz lider Porozumienia Jarosław Gowin we wspólnym komunikacie oświadczyli, że "po 10 maja 2020 roku oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie".
W czwartek wieczorem Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała w komunikacie, że zarządzone na 10 maja głosowanie w wyborach prezydenckich nie może się odbyć. Dlatego też, jak przekazano, lokale wyborcze pozostaną zamknięte i nie będzie obowiązywać cisza wyborcza.
"Nie mogę sobie wyobrazić, żeby można było podeptać bardziej artykuł 7 konstytucji"
Profesor Anna Rakowska-Trela z katedry prawa konstytucyjnego Uniwersytetu Łódzkiego była w piątek pytana we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, czy patrząc na ostatnie wydarzenia, artykuł 7 konstytucji został złamany.
- Z artykułu 7 konstytucji, który ustanawia tak zwaną zasadę legalizmu, organy władzy publicznej, te które obecnie powinny wykonywać swoje funkcje, mają problem nie od wczoraj, a od 2015 roku. Natomiast w ostatnich tygodniach ten problem rzeczywiście narasta. Ja sobie nie mogę wyobrazić, żeby można go było podeptać bardziej, choć może moja wyobraźnia tak daleko nie sięga jak wyobraźnia polityków - skomentowała profesor Rakowska-Trela.
Jej zdaniem, to, co się działo ostatnio, jest całkowitym zaprzeczeniem artykułu 7 i artykułu 2.
Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa
Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej
"Zdecydowanie doszło do złamania prawa"
Profesor Anna Rakowska-Trela pytana, czy Mateusz Morawiecki zlecając druk kart do głosowania złamał prawo, stwierdziła, że "w jej przekonaniu zdecydowanie doszło do złamania prawa". - Dlaczego? Premier Mateusz Morawiecki powoływał się na podstawę prawną wynikającą z "ustawy antycovidowej", która wskazuje, że mógł zlecić w sumie komukolwiek cokolwiek, ale należy pamiętać, że ten przepis nie był przyjęty i nie obowiązuje ot tak sobie. Jest częścią "ustawy antycovidowej". Ona ma być stosowana po to, żeby zabezpieczać nasze zdrowie i chronić przed rozprzestrzeniającym się wirusem. Druk kart do głosowania w wyborach, które wcale nie mają się odbyć, bo przecież przepisy o głosowaniu korespondencyjnym w momencie, kiedy pan premier zlecał ten druk nie obowiązywały, nie jest ochroną obywateli przed rozprzestrzeniającym się wirusem - wyjaśniała.
Po drugie - jak dodała - skoro nie obowiązywała ustawa o glosowaniu korespondencyjnym, to nie było pierwotnej podstawy prawnej, która mogłaby stanowić takie zlecenie druku kart. - Jeżeli nie ma głosowania korespondencyjnego, to co drukować? Nie można drukować pakietów wyborczych do głosowania, którego – wedle przepisów obowiązującego prawa – ma nie być - mówiła.
Szef rządu polecił Poczcie Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych podjęcie działań zmierzających do przygotowania wyborów drogą korespondencyjną na podstawie art. 11 ustawy z 2 marca o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych.
"Minister Sasin również złamał prawo"
Na pytanie, czy zarząd Poczty Polskiej złamał prawo, decydując się na druk kart wyborczych, odpowiedziała, że tu "znowu są podejmowane czynności bez podstawy prawnej". - Tego robić nie można, tym bardziej instytucji państwowej, która obraca także naszymi publicznymi pieniędzmi. Druk kart, zaciąganie naszych danych z przeróżnych rejestrów, do których się uda dostać, przygotowania do ich rozpowszechniania, to są wszystko działania naruszające prawo, bo były podejmowane na podstawie nieobowiązujących przepisów - oceniła.
Zdaniem profesor również minister aktywów państwowych Jacek Sasin, który nadzoruje Pocztę Polską, złamał prawo. - Bardzo mi przykro, że znowu muszę odpowiedzieć twierdząco. Wolałabym móc powiedzieć wreszcie, że ktoś z osób, które podejmują decyzje w związku z najbliższymi wyborami jednak prawa nie złamał - mówiła.
- Oczywiście pan minister Sasin również złamał prawo. Nie wiem, czy panowie działali wspólnie i w porozumieniu, można tak podejrzewać, ale można tutaj mówić o odpowiedzialności w przyszłości za tak zwany delikt konstytucyjny, czyli za złamanie konstytucji lub ustaw. Można też rozważać odpowiedzialność karną za przekroczenie uprawnień, być może także za działanie na szkodę państwa, na szkodę instytucji, które przygotowywały te wybory, które nie mają się odbyć - powiedziała.
"Nie można orzec o ważności czy nieważności czegoś, co się nie odbyło"
Pytana, czy Sąd Najwyższy może orzec nieważność tych wyborów, odpowiedziała, że SN "nie może orzec o nieważności tego, co się wydarzy albo się nie wydarzy". - Dlaczego? Dlatego, że takie orzeczenie byłoby sprzeczne zarówno z konstytucją, jak i z Kodeksem wyborczym, który nadal obowiązuje, chociaż oczywiście sytuacja jest dynamiczna, a wiemy, że zmiany w prawie wyborczym są szybkie, nagłe i najczęściej nocne - skomentowała.
- Konstytucja stanowi o stwierdzaniu przez Sąd Najwyższy ważności albo nieważności wyboru. Jeżeli wybory się nie odbędą, nie będziemy mogli zagłosować w jakikolwiek sposób, to trudno mówić o jakikolwiek wyborze, tego wyboru po prostu nie będzie - mówiła.
- Kodeks wyborczy, uszczegóławiając ten przepis konstytucji, stanowi, że od momentu ogłoszenia wyników wyborów, Państwowa Komisja Wyborcza ma 14 dni na przygotowanie sprawozdania i również wyborcy mają 14 dni na składanie protestów wyborczych. A później te dwa elementy stanowią podstawę do stwierdzenia ważności wyboru prezydenta przez Sąd Najwyższy, na co Sąd Najwyższy ma 30 dni od momentu ogłoszenia wyników wyborów. A nie będzie ogłoszenia wyników wyborów - wyjaśniała. - Nie będzie też tych podstaw w postaci protestów ani sprawozdania. Nie można orzec o ważności czy nieważności czegoś, co się nie odbyło - podsumowała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24