Kandydaci walczący o głosy wyborców, zbliżając się do końca kampanii wyborczej, zaostrzają język, którym opisują rzeczywistość i swoich politycznych rywali. - Od jakiegoś czasu mamy bardzo wyraźne podziały w społeczeństwie dokonywane za pomocą języka. Są pewne grupy społeczne, które są wykluczane w bardzo różny sposób - zwróciła uwagę w "Czasie Decyzji" w TVN24 językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego i przewodnicząca Rady Języka Polskiego dr hab. Katarzyna Kłosińska.
Dla polityków najprostszymi sposobami, by dotrzeć ze swoim przekazem do wyborców, są wiece i spotkania. To także sposób, by wysłać sygnał rywalowi. Słuchając kandydatów na prezydenta, możemy poznać nie tylko ich programy, ale też charaktery. Gesty i słowa decydują o tym, jak ich postrzegamy - oni to wiedzą i robią, co mogą, by zdobyć naszą sympatię. Stosują również różnego typu zabiegi słowne, których celem jest zniechęcenie do politycznego przeciwnika lub do proponowanego przez niego rozwiązania.
- Od jakiegoś czasu mamy bardzo wyraźne podziały w społeczeństwie dokonywane za pomocą języka. Są pewne grupy społeczne, które są wykluczane w bardzo różny sposób. Od kilku lat zaczęliśmy się zachowywać jak wrogie plemiona. Można odnieść wrażenie, choćby na podstawie tej kampanii wyborczej, że to jest programowe wykluczanie - powiedziała w "Czasie Decyzji" w TVN24 językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego i przewodnicząca Rady Języka Polskiego dr hab. Katarzyna Kłosińska. - Zaczęło się od "komunistów i złodziei", ostatnio była "chamska hołota". To słowa, które odnosiły się do polityków, ale oni też zostali wybrani, więc te słowa odnoszą się też do tych, którzy ich wybrali - dodała.
"Odzywają się demony przeszłości"
W ocenie językoznawcy pomiędzy Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim jest więcej różnic niż podobieństw. - Trzaskowski wydobył pewne wartości, które przez długi czas, powiem skrótowo, były po stronie PiS-u. To znaczy te, które ta część sceny politycznej jakoś przejęła, a niektórzy mówią, że zawłaszczyła. Przez dłuższy czas się przyzwyczailiśmy do tego, że jeśli słyszymy z ust polityka słowo "patriota" czy słowo "rodzina", to musi to być polityk prawicy. To był fundament tej retoryki - zauważyła dr hab. Katarzyna Kłosińska.
- U Rafała Trzaskowskiego mocno wybrzmiało przywołanie tych wartości, które się wydawały zarezerwowane tylko dla tamtej strony sceny politycznej - zwróciła uwagę. - Przywołanie tych wartości i pokazanie: "My też wiemy, co to jest rodzina. My też wiemy, co to jest patriotyzm". Czyli pokazanie, że można się identyfikować z tymi wartościami, nie identyfikując się z tamtą częścią sceny politycznej - dodała.
Zdaniem dr hab. Katarzyny Kłosińskiej istotną kwestią jest to, na ile podzielił Polaków język stosowany przez polityków. - Odzywają się demony przeszłości. W kluczowych momentach jest przywoływana figura Niemca. Wydawało się, że kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej te resentymenty są głęboko zakopane, ale jednak okazuje się, że można, że wciąż tkwią w jakiejś części społeczeństwa - uważa językoznawca.
Kłosińska pytana o nowe zwroty wprowadzane przez polityków: ideologię LGBT czy seksualizację dzieci, widzi "siłę języka polityki". - Pomysł wprowadzenia lekcji wychowania seksualnego zgodnie ze standardami WHO został nazwany seksualizacją dzieci. Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo ta nazwa nie odnosi się do tego, czym to miało być. Ta nazwa tworzy zdecydowanie fałszywą rzeczywistość. Można przez to pokazywać drugą stronę sceny politycznej jako tę, która zagraża naszym dzieciom - oceniła dr hab. Katarzyna Kłosińska.
Źródło: TVN24