Przez centrum Lublina przeszedł w sobotę pierwszy Marsz Równości. Pochód był otoczony kordonem policji. Kontrmanifestanci próbowali blokować marsz. Słychać było wybuchy petard i okrzyki. W stronę uczestników były rzucane przedmioty. Lubelska policja przekazała, że rannych zostało dwóch funkcjonariuszy. Do tej pory zatrzymano kilkadziesiąt osób.
Marsz Równości, który rozpoczął się o godzinie 13 przeszedł przez centrum miasta otoczony kordonem policji.
Przeciwnicy usiłowali zablokować pochód już na początku, gromadząc się przy wejściu z placu Zamkowego w ulicę Kowalską, którędy miał iść marsz. Słychać było wybuchy petard i okrzyki kontrmanifestantów.
Policja oddzieliła obie grupy demonstrantów kordonem i skierowała Marsz Równości inną drogą - Aleją Solidarności.
Kolejna próba blokady miała miejsce przy skrzyżowaniu ulic Lubartowskiej i Świętoduskiej. Policja wzywała blokujących do rozejścia się, ponieważ zgromadzenie w tym miejscu było nielegalne.
Przeciwnicy marszu nie posłuchali, wykrzykiwali w stronę uczestników Marszu Równości: "Lublin miastem bez dewiacji!", "Zakaz pedałowania!", obrzucali także wyzwiskami. Policja użyła granatów hukowych, gazu łzawiącego i armatki wodnej, aby przerwać blokadę. W stronę policjantów poleciały kamienie i okrzyki "Zomowcy!", padały wulgaryzmy. Trasa marszu ponownie została zmieniona – pochód przeszedł ulicą Świętoduską do Krakowskiego Przedmieścia, a dalej poruszał się wyznaczoną trasą. Uczestnicy Marszu Równości skandowali: "Lublin miastem akceptacji!", "Lublin wolny od faszystów!", "Równość, wolność, akceptacja!", "Homofobia to się leczy".
"To dla nas wielkie święto"
Na placu Teatralnym odbyły się przemówienia na zakończenia manifestacji. - Pokazaliście, że Lublin jest wolny od faszyzmu – powiedział organizator Marszu Równości Bartosz Staszewski. - Przeszliśmy. Pierwszy Marsz Równości przeszedł przez Lublin. Jest to dla nas wielkie święto – mówił. Uczestnicy marszu dziękowali policji za umożliwienie im demonstracji. "Dziękujemy! Dziękujemy!" – skandowali.
Dwóch policjantów rannych, kilkadziesiąt osób zatrzymanych
Nadkomisarz Jacek Deptuś z lubelskiej policji poinformował na konferencji prasowej, że w Marszu Równości wzięło udział około 1,5 tysiąca osób. Nikt z uczestników nie został ranny. Przekazał natomiast, że niegroźnie rannych zostało dwóch policjantów. Przechodzą badania w szpitalu. Dodał, że zostali zaatakowani przez kontrmanifestantów. Policjant powiedział, że do tej pory zostało zatrzymanych kilkadziesiąt osób. Wśród nich kilka osób w związku z czynną napaścią na policjanta.
"Dosyć agresywne próby zablokowania legalnego marszu"
Wcześniej rzecznik Komendy Głównej Policji inspektor Mariusz Ciarka mówił na antenie TVN24, że policja zapewniała wcześniej, iż będzie robić wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo. W ocenie rzecznika KGP policjanci reagowali adekwatnie do zaistniałej sytuacji. Przekazał, że w kierunku idących w Marszu Równości były "rzucane różnego rodzaju przedmioty, odpalane race". - Były dosyć agresywne próby zablokowania legalnego marszu, dlatego z naszej strony były zdecydowane działania mające głównie charakter prewencyjny tak, aby nie doszło do poważniejszego zdarzenia, aby nie doszło do przemocy i zbiorowego zakłócenia porządku - dodał.
- Myślę, że tutaj należy się bardzo duża pochwała dla policjantów z Lublina, dla dowodzących akcją - podkreślił.
Również rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie nadkomisarz Renata Laszczka-Rusek zapewniła, że funkcjonariusze przez całe zgromadzenie dbali o bezpieczeństwo uczestników "pomimo wielokrotnych prób łamania prawa i naruszenia ładu i porządku".
Rzeczniczka przekazała, że kontrmanifestacja, która odbywała się na placu Zamkowym, krótko po rozpoczęciu została zakończona. Dodała, że później mieliśmy do czynienia z nielegalnym zbiegowiskiem. Jak poinformowała nadkomisarz Laszczka-Rusek, całość zgromadzonego materiału będzie analizowana pod kątem zidentyfikowania osób, które naruszyły porządek.
"Jeżeli kiedykolwiek, ktokolwiek, zaatakowałby policję lub legalną demonstrację w taki sposób jak zaatakowani zostali dziś w Lublinie, a nie byłoby adekwatnej reakcji, to dowodzący zabezpieczeniem i jego przełożony musieliby szukać sobie nowej pracy" - napisał w sobotę na Twitterze minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński.
"Wolałby się mylić, ale wychodzi na to, że miałem rację"
Prezydent miasta Krzysztof Żuk powiedział na konferencji prasowej po zakończeniu zgromadzeń, że "wolałby się mylić, ale wychodzi na to, że miał rację przewidując te zagrożenia, które wynikały z informacji przekazywanych przez policję i jego służby dotyczące przede wszystkim ryzyka zdrowia i życia czy bezpieczeństwa mieszkańców i uczestników marszu". - Stąd ten zakaz zgromadzeń, który uchylił sąd apelacyjny - dodał. Przekazał, że cały czas był w centrum zarządzania kryzysowego, gdzie obserwował zarówno marsz, jak i sposób jego zabezpieczania przez policję. - To, że nie doszło do dramatu, zawdzięczamy wyłącznie sprawności działania policji i profesjonalnemu zarządzaniu akcją policyjną przez dowódcę - zaznaczył. - Chciałbym podkreślić, że zapewne nie byłoby takich emocji, gdyby nie nieodpowiedzialne wystąpienia i wypowiedzi wojewody lubelskiego, które doprowadziły do takiej eskalacji emocji, które mieliście państwo okazję obserwować - powiedział Żuk. - Zawsze będę stał na straży bezpieczeństwa naszych mieszkańców - zapewnił.
"Nieodpowiedzialne było zachowanie prezydenta Żuka"
Rzecznik prasowy wojewody lubelskiego Radosław Brzózka w oświadczeniu zamieszczonym na Twitterze napisał, że "nieodpowiedzialne było zachowanie prezydenta Żuka, który najpierw dawał marszowi zielone światło, później go zakazał, a następnie twierdził, że nie jest za ani przeciw". Zaznaczył, że wojewoda Przemysław Czarnek "półtora tygodnia przed marszem spotkał się z komendantami policji, z którymi analizował różne scenariusze, również taki, który miał miejsce". "Dlatego wtedy ponowił apel do prezydenta Żuka o zakazanie marszu" - dodał. Przekazał, że Czarnek podziękował policji, z którą był cały czas w kontakcie oraz Wojewódzkiemu Centrum Zarządzania Kryzysowego "za profesjonalne zachowanie i skuteczną ochronę bezpieczeństwa mieszkańców".
Nieodpowiedzialne było zachowanie @prezydentZuk, który najpierw dawał marszowi zielone światło, później go zakazał, a następnie twierdził, że nie jest za ani przeciw. https://t.co/2nhzfwZ3UQ
— Radosław Brzózka (@RadoslawBrzozka) October 13, 2018
Uchylony zakaz
Sąd Apelacyjny w Lublinie w piątek uchylił wydany przez prezydenta Krzysztofa Żuka zakaz organizacji Marszu Równości, a także planowanej tego dnia kontrmanifestacji środowisk narodowych. Sąd uznał m.in., że wolność zgromadzeń pełni doniosłą rolę w demokratycznym państwie i jej ograniczanie powinno być traktowane jako wyjątek. Podkreślił też, że to "na władzach państwowych ciąży obowiązek zapewnienia pokojowego charakteru zgromadzenia i zagwarantowania ochrony jego uczestnikom". Planowany Marsz Równości w Lublinie wzbudził protesty m.in. działaczy PiS, środowisk narodowych i katolickich. Radni miejscy Prawa i Sprawiedliwości, którzy domagali się zakazu, zwołali w tej sprawie nadzwyczajną sesję rady miasta. Obrady nie doszły do skutku, gdyż sesję zbojkotowali radni PO i Wspólnego Lublina. W efekcie nie było kworum.
Wojewoda o "zboczeniach, dewiacjach, wynaturzeniach"
Krytycznie o marszu wypowiadał się wojewoda Przemysław Czarnek. Na swoim wideoblogu zamieścił komentarz, w którym powiedział, że sprzeciwia się promowaniu "zboczeń, dewiacji, wynaturzeń", postaw "antyrodzinnych, antychrześcijańskich", "sprzecznych z katechizmem, sprzecznych z Konstytucją RP", która – jak przypominał – chroni "tylko małżeństwo heteroseksualne, związek kobiety i mężczyzny". Także przewodniczący klubu radnych PiS w radzie miasta Tomasz Pitucha umieścił na portalu społecznościowym wpis, w którym Marsz Równości określił jako "promujący homoseksualizm, pedofilię".
Autor: js//kg//kwoj / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24