W czwartek przedsiębiorcy z różnych regionów Polski przyjechali do Warszawy, aby zaprotestować przeciw "zamrożeniu gospodarki" z powodu pandemii koronawirusa. Na początku jeździli wokół ronda Dmowskiego, a następnie grupa protestujących przeszła Alejami Ujazdowskimi i zatrzymała się najpierw przed Sejmem, a później przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów.
Jak przekazał rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji nadkomisarz Sylwester Marczak, w trakcie protestu funkcjonariusze wylegitymowali ponad 150 osób. - Wobec wszystkich skierowane zostaną wnioski o ukaranie do inspekcji sanitarnej - powiedział policjant.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Dodał, że funkcjonariusze skontrolowali również 54 pojazdy. - W przypadku naruszeń przepisów ruchu drogowego nałożono dziesięć mandatów karnych oraz skierowane zostaną cztery wnioski do sądu. Ponadto zatrzymano siedem dowodów rejestracyjnych - podał.
"Naruszono wiele obostrzeń"
Jak podaje z kolei PAP, w nocy z czwartku na piątek rozpoczęła się likwidacja "miasteczka" protestujących przy kancelarii premiera. Reporter tvnwarszawa.pl pojechał rano w miejsce czwartkowego protestu. Jak relacjonował Lech Marcinczak, po zgromadzeniu nie było śladu, w okolicy było za to sześć radiowozów.
- W przypadku nocnego protestu mieliśmy do czynienia z bezwzględnym łamaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa - powiedział rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji. - Naruszonych zostało wiele obostrzeń wprowadzonych celem ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, a zachowanie protestujących należy określić jako skrajnie lekceważące - podkreślił policjant.
Zaznaczył również, że na tego typu postawę nie ma przyzwolenia. - Funkcjonariusze prewencyjnie zatrzymali 37 osób, które zostały przewiezione do jednostek na terenie garnizonu stołecznego, gdzie sporządzona zostanie dokumentacja niezbędna do skierowania wniosków o ukaranie do sądu - podkreślił, dodając, że za czwartkowy protest do sądu skierowanych zostanie 129 wniosków o ukaranie.
Jedna osoba z zarzutem
Wcześniej rzecznik KSP informował o zatrzymaniu jednej z osób, która brała udział w proteście. Powodem zatrzymania było naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. - W tym przypadku mówimy o sytuacjach, na które nigdy nie będzie naszego przyzwolenia, bo chodzi o agresję wobec policjanta i naruszenie nietykalności. Ta osoba trafiła do policyjnego aresztu - mówił na antenie TVN24.
Później poinformował, że usłyszała ona zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza i po przeprowadzonych czynnościach została zwolniona do domu.
"Zespół konfliktowy rozmawiał z uczestnikami"
Zwrócił też uwagę, że policja cały czas napominała osoby, które brały udział w czwartkowym proteście, żeby się rozeszły. - Pomimo tego część osób pozostawała na miejscu cały czas gromadząc się. My nie możemy dopuścić, że w danym miejscu gromadzi się wiele osób i żeby pozostały one tam na noc, stąd działania z naszej strony - wyjaśniał Marczak.
Jak przekonuje, celem policji nie było agresywne zachowywanie się wobec protestujących, ale spokojne wytłumaczenie konieczności rozejścia się. - To zagrożenie jest cały czas realne, o czym świadczą liczby [nowych przypadków zakażenia koronawirusem - red.] podawane przez media - podkreślił. - Zanim rozpoczęliśmy działania związane z zatrzymaniami prewencyjnymi, to jednak prowadzone były rozmowy przez zespół antykonfliktowy. Ten zespół rozmawiał z uczestnikami, czy organizatorami danego przedsięwzięcia. Nie przyniosły one skutków - relacjonował Marczak.
Około godziny 8 rzecznik KSP przekazał, że kilkanaście z zatrzymanych osób opuściło już komendę, natomiast z pozostałymi kontynuowane są czynności, czyli sporządzanie dokumentacji do sądu i sanepidu.
Około 12 Marczak potwierdził, że wszyscy zatrzymani zostali już wypuszczeni do domów. Zaznaczył też, że policja przekaże do inspekcji sanitarnej 190 wniosków o ukaranie.
"Gdzie te przelewy?"
Uczestnicy protestu domagali się spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim. Apelowali o odmrożenie gospodarki i skuteczną pomoc dla przedsiębiorców. O powodach demonstracji z przedsiębiorcami przed KPRM rozmawiał reporter TVN24. Jeden z nich opowiedział, o co chciałby zapytać premiera. - Gdzie są te przelewy, o których mówi, się chwali i jaki ma plan rozwiązania? A może inaczej, on nie ma powiedzieć, jaki ma plan, bo się na tym nie zna, tylko przyjdzie i z nami, przedsiębiorcami, będzie rozmawiał. My najlepiej wiemy, jak wyjść z tego kryzysu - mówił.
Inny dodał, że przed akcją powstała grupa "Strajk przedsiębiorców" na Facebooku. - Ale nikt się nami nie zainteresował. Nikt w ogóle nie podjął dyskusji z nami jakiekolwiek dialogu. A przecież byliśmy już w Warszawie trzy razy, to jest nasz trzeci protest - podkreślił.
Protest po raz kolejny
Pod koniec marca zablokowali samochodami plac Teatralny, by zaprotestować przeciwko propozycjom rządu w ramach tarczy antykryzysowej. Po raz kolejny protest odbył się w połowie kwietnia. Przedsiębiorcy zebrali się wówczas na placu Defilad, skąd później przeszli przed Sejm. Kilku uczestników kwietniowego zgromadzenia zostało ukaranych mandatami.
Jednym z organizatorów protestów jest Paweł Tanajno, niezależny kandydat w wyborach prezydenckich. O elekcję na najważniejszy urząd w kraju ubiegał się również pięć lat temu. Zajął ostatnie miejsce, zdobywając 0,2 procenta głosów.
Autorka/Autor: mp,ran
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl, TVN24