Początki były skromne. Festiwal Filmowy Pięć Smaków stawiał pierwsze kroki jako przegląd filmów wietnamskich. Organizatorzy planowali jednorazowe wydarzenie, ale ktoś doradził, by w nazwie dopisali słowo "pierwszy". Tak zrobili, przegląd okazał się sukcesem i doczekał kolejnych edycji. Dojrzał, poszerzył horyzonty i przerodził się w coroczny festiwal kina z Azji Wschodniej, Południowo-Wschodniej oraz Południowej. Obecnie prezentuje najnowsze, starannie wyselekcjonowane filmy z krajów regionu, a także klasyczne dzieła azjatyckich archiwów, retrospektywy wybranych twórców oraz kinematografię z różnych państw Azji. To nie tylko najdynamiczniej rozwijający się kontynent, ale także potężna filmowa fabryka - to właśnie tam powstaje dziś najwięcej filmów.
Tegoroczna edycja Pięciu Smaków odbędzie się między 13 a 20 listopada w Warszawie, a w festiwalowym menu figuruje blisko 40 tytułów podbijających dalekowschodnie ekrany.
"Smak Pho" o warszawskich Wietnamczykach
W tej filmowej uczcie znajdzie się także miejsce na danie z Polski. Będzie nim premiera "Smaku Pho". Film, wyreżyserowany przez pochodzącą z Japonii i wykształconą w łódzkiej Szkole Filmowej Mariko Bobrik, został poświęcony społeczności warszawskich Wietnamczyków. Opowieść o tradycyjnej wietnamskiej zupie (którą pokochali Polacy) stała się punktem wyjścia do słodko-gorzkiej historii o miłości, rodzinie i wspólnocie, ale także o śmierci, tęsknocie i wyobcowaniu. Long, Wietnamczyk mieszkający w Warszawie po śmierci żony samotnie wychowuje 10-letnią córkę Maję. Ich relacje są bardzo ciepłe, jednak ich drogi zaczynają się powoli rozchodzić. Maja tęskni za mamą i próbuje odnaleźć swoją tożsamość, Long tęskni za Wietnamem i chce tam wrócić.
- Chciałam zrobić film o Wietnamczyku, który sam wychowuje swoją córkę, w połowie Polkę. Dlaczego akurat Wietnamczyk? Jestem Azjatką i niby coś nas łączy, ale to tylko pozory. Kultura wietnamska i japońska są zupełnie inne. Łączy nas tylko to, że mieszkamy w innym państwie niż to, z którego pochodzimy. Wietnamczycy pochodzą z bardzo ciepłego kraju i mieszkają w Polsce, gdzie bywa bardzo zimno. Dla mnie jest w tym coś wzruszającego i ten kontrast wydawał mi się przede wszystkim filmowy - opowiada w rozmowie z tvn24.pl Mariko Bobrik.
I zdradza, że scenariusz pisała z wyobraźni. Nie będąc znawczynią wietnamskich zwyczajów i kultury, dodawała te wątki już podczas pracy nad filmem.
- Muszę podkreślić, że stosunek bohaterów do ich otoczenia w tym filmie nie reprezentuje spojrzenia całej społeczności wietnamskiej na Warszawę. Występuje w nim tylko jedna rodzina, a wietnamska społeczność w polskiej stolicy jest naprawdę duża. Myślę, że każdy z nich ma inne doświadczenie, a stosunek do własnej kultury i Polski zależą od ich pracy, celu w jakim tu przyjechali i generacja, do jakiej należą - wyjaśnia reżyserka.
Odtwórcy głównych ról: ojca (Thang Long Do) i córki (Lena Nguyen) nie są profesjonalnymi aktorami, co w pewien sposób dodaje filmowi autentyczności. Bobrik wyznała, że bardzo długo szukała odpowiednich osób, a sam casting trwał z przerwami aż dwa lata.
- Tak naprawdę zauważałam Longa przy pierwszym castingu i dobrze go zapamiętałam, ale potrzebowałam dużo czasu, by zrozumieć, że to on jest ojcem, którego szukam. Dziewczynkę mieliśmy już wybraną, ale w momencie, gdy zdecydowaliśmy się na Longa, musieliśmy poszukać takiej, która pasowałaby do niego - mówi reżyserka.
Oglądając "Smak Pho" ma się wrażenie, że panuje w nim wręcz świąteczny klimat. Życie bohaterów, mimo problemów i smutków, zdaje się nieco słodsze niż często gorzka rzeczywistość.
- Nie miałam zamiar słodzić filmu, ale to prawda, że unikałam dramatu i psychologii w historii. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszym czasie taki film, gdzie nie ma tych dwóch rzeczy, wydaje się nieautentyczny. Chciałam pokazać, że w czasach kapitalizmu, kiedy nasza dusza jest traktowana jako towar, w człowieku jeszcze może być coś pięknego. Czasami wydaje mi się, że dramat i psychologia w filmie są nadużywanym produktem, by manipulować i wyciskać emocje u widzów - przekonuje Mariko Bobrik.
Jaki jest "Smak Pho"? - Dla mnie jest ciepły i uspokajający, ale też trochę smakuje jak łzy - stwierdziła reżyserka.
Do kinowej dystrybucji film trafi na początku 2020 roku.
Blisko 40 filmów, także z Bhutanu i Tybetu
Podczas 13. odsłony festiwalu Pięć Smaków filmy będzie można oglądać w siedmiu sekcjach: Nowe Kino Azji, Asian Cinerama, Mistrzowie, Polskie akcenty, Japonia: Out of Focus, Kino grozy oraz Retrospektywa Fruit Chana.
Na ekranach kina Muranów i Kinoteki zostaną wyświetlone obrazy z Japonii, Tajlandii, Korei Południowej, a nawet Bhutanu i Tybetu, co szczególnie ciekawe, gdyż przez długi czas, w związku z chińską cenzurą, usłyszenie języka tybetańskiego w kinie graniczyło z cudem. Dużo uwagi zostanie poświęcone produkcjom z Hongkongu, który obecnie jest pogrążony w politycznym kryzysie. W konkursie Nowe Kino Azji o Grand Prix festiwalu walczyć będzie 11 najnowszych produkcji.
Po seansach będzie miejsce na dyskusje i spotkania z gośćmi. Do Warszawy przyjedzie m.in. Fruit Chan, uważany za jednego z najoryginalniejszych przedstawicieli drugiej nowej fali hongkońskiego kina. Chan jest twórcą nominowanych do Złotego Lwa "Hollywood Hongkong" oraz "Liulian piao piao". Ze stołeczną publicznością spotka się zarówno po projekcjach swoich filmów, jak również podczas wykładu masterclass. Retrospektywie reżysera towarzyszyć będzie premiera książki "Made in Hong Kong. Kino czasu przemian".
Gościem festiwalu będzie także japoński reżyser Noboru Iguch, którego film "Kwiaty zła" będzie miał na festiwalu międzynarodową premierę. To opowieść o uczniu Kasudze zafascynowanym koleżanką Saeki, który pada ofiarą szantażu ze strony klasowej outsiderki.
Filmy będzie można oglądać od 13 do 20 listopada w Warszawie . Wrocławska odsłona wydarzenia odbędzie się w dniach 15-17 listopada w kinie Nowe Horyzonty.
Autorka/Autor: Monika Winiarska /b
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mat. organizatora