Zmęczona i ranna sowa włochatka siedziała w ogrodzie jednego z domów w podwarszawskich Markach w minioną sobotę. - Obserwowaliśmy ją przez kilka godzin. Nie wiedzieliśmy, czy wszystko z nią w porządku. Nie chciała odlecieć - relacjonuje pan Marcin, autor zdjęć i jeden z uczestników niecodziennej akcji ratunkowej.
Jak wyjaśnia w rozmowie z redakcją Kontaktu 24, nie chciał pozostawić zwierzęcia samemu sobie. - Zdecydowałem się pomóc, bo kocham zwierzęta. Zawsze pomagam, jak tylko mogę - przyznaje.
Telefon, czekanie, weterynarz
- Mój kolega zauważył, że sowa ma problem ze skrzydłem. Postanowiliśmy zadzwonić do weterynarza - relacjonuje Reporter 24. Jak wyjaśnia, na początku usłyszeli od specjalisty, by dać ptaku jeszcze trochę czasu, bo być może jest po prostu zmęczony.
Kiedy to zawiodło, podjęto decyzję, by go złapać. - Była bardzo zmęczona i nie było to problemem - wyjaśnia autor zdjęć.
Zwichnięte skrzydło
Marcin tłumaczy, że schwytaną sowę przewieziono do pobliskiego gabinetu weterynarii, tego samego, z którym skontaktowano się na początku. - Lekarz weterynarii przeprowadził serię badań i stwierdził, że sowa ma zwichnięte skrzydło - mówi.
Jak dodał, uraz, który uniemożliwił zwierzęciu odlot, okazał się niegroźny i uleczalny. Sowa przebywa obecnie w klinice weterynaryjnej i jest pod obserwacją specjalisty.
Czytaj też na stronie Kontaktu 24
MWS/kab