Przy ul. Kokosowej w weekend spłonął stary dom. Jego lokatorzy - w sumie pięć rodzin - do dziś błąkają się po znajomych i pytają, czy dzielnica im pomoże.
Pożar, który wybuchł w niedzielę gasiło kilka jednostek straży. Ogień strawił cały drewniany dom, w efekcie kilka rodzin zostało bez dachu nad głową. W domu mieszkało ponad 20 osób, które błąkają się teraz po znajomych i hostelach. A ich historia jest często dramatyczna.
Narzeczona Piotra Barwińskiego jest w siódmym miesiącu ciąży. Wczoraj trafiła do szpitala, para mieszka na razie w obskurnym motelu. - Warunki są takie, że łazienka jest na korytarzu, wszystko jest na korytarzu – relacjonuje Barwiński.
SGGW rozkłada ręce
Mieszkańcy oczekują pomocy od dzielnicy, bo urzędnicy meldowali ich w budynku przy ul. Kokosowej. Ale sytuacja pogorzelców nie jest prosta – budynek, który spłonął to własność Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. W latach 50-tych ubiegłego wieku w budynku mieszkali pracownicy sezonowi uczelni. Zostali też zameldowani przez urzędników, wbrew woli uczelni. Dlatego dziś SGGW nie ma im nic do zaproponowania.
- Piwa nawarzył urząd dzielnicy, który musi te sprawę rozwiązać, SGGW nie dysponuje żadnymi lokalami mieszkalnymi, które mógłby przeznaczyć dla osób nie związanych z uczelnią – zaznacza Krzysztof Szwejk, rzecznik SGGW.
Na Pradze lub Mokotowie
Władze Ursynowa obiecują, że wszystkie osoby, które złożą odpowiedni wniosek, dostaną mieszkania. Ale okazuje się, że na konkretne informacje o pomocy, mieszkańcy będą musieli poczekać do końca tygodnia.
- Będą wskazane lokalizacje, gdzie pogorzelcy będą mogli je obejrzeć i stwierdzić czy chcą się wprowadzić. Choć to kiedy się wprowadzą zależy od stanu lokalu, bo niektóre są do remontu – mówi Piotr Guział, burmistrz Ursynowa. Najprawdopodobniej spalony dom zostanie rozebrany. Pogorzelcy dostaną propozycje mieszkań na Mokotowie lub Pradze.
Cyprian Jopek ran/par