Sterty śmieci, złomu i odpadów budowlanych zalegały na jednej z posesji w Pyrach na Ursynowie. Właściciel nie reagował na upomnienia ani kary finansowe. Strażnik starał się go przekonać "życzliwymi rozmowami". Udało się dopiero po roku.
Sprawą zajmował się Oddział Ochrony Środowiska Straży Miejskiej. "Nie była ona prosta" - przyznają funkcjonariusze. Jak relacjonują, właściciel działki stracił kontrolę nad swoim postępowaniem. Systematycznie uzupełniał "zbiory" twierdząc, że są mu potrzebne.
"Nie reagował na kary"
"Nie reagował na wezwania urzędników, odmawiał podjęcia współpracy i oferowanej pomocy w wywiezieniu odpadów. Niestraszne mu były kary finansowe" - podkreślają strażnicy w komunikacie prasowym. Dodają, że najtrudniejszą sprawą było wyjaśnienie właścicielowi, że to, co zmagazynował, to zwykłe odpady, których nigdy nie wykorzysta.
Funkcjonariusz prowadzący sprawę prawie przez rok miał rozmawiać i nakłaniać zbieracza do wywiezienia śmieci.
"Dopiero po dłuższym okresie, w wyniku wielokrotnych spotkań, spokojnych i życzliwych rozmów, tłumaczeń i konkretnych argumentów przytaczanych przez strażnika, właściciel zaufał i zaprzyjaźnił się z funkcjonariuszem. Dopiero wtedy zgodził się na uprzątniecie działki i wywiezienie gromadzonego przez lata złomu i gruzu" - opisują strażnicy.
Nadmieniają jednak, że mężczyzna do końca dowodził, że to "cenne surowce i materiały, i sam nie wie od czego zacząć sprzątanie".
36 ton, 11 kontenerów
Problemem - oprócz upartego właściciela - było też znalezienie firmy, która podejmie się takiego wyzwania i wywiezie tony odpadów. Jak podają strażnicy, wiele rezygnowało - przede wszystkim z powodu ogromu pracy, którą trzeba było wykonać na działce. Ostatecznie udało się znaleźć przedsiębiorstwo, które zgodziło się pomóc. Łącznie wywieziono 15 ton złomu i 21 ton gruzu. Potrzebne było 11 kontenerów o pojemności siedmiu metrów sześciennych.
"Sąsiedzi odetchnęli z ulgą, dziękując strażnikowi za podjęte działania" - podsumowują funkcjonariusze.
kw/b