"Wzywają nas nawet do plastikowego pająka"

Niosą pomoc zwierzętom - fot. Straż Miejska
Niosą pomoc zwierzętom - fot
Źródło: | thenewstribune.com, Reuters TV, tricityherald.com
Pomagają chorym i odławiają dzikie. Zbierają porzucone i bezdomne. Mają ręce pełne roboty. Warszawiacy złoszczą się, że na ich przyjazd trzeba czekać nawet kilka godzin. - Jest nas za mało - odpowiadają strażnicy ekopatrolu i dodają, że zbyt często są wzywani pochopnie.

W obecnej formie zespół ekologiczny Straży Miejskiej działa od 2006 roku. Szybko wyrobił sobie w Warszawie dobrą opinię, ale w ostatnim czasie docierają do nas głosy krytyczne. Dotyczą zazwyczaj zbyt długiego czasu oczekiwania na przyjazd strażników.

Problem dostrzega też Łukasz Balcer z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które szkoliło strażników z ekopatrolu. – Skład osobowy jest zbyt mały. Pracownicy ekopatrolu nie wyrabiają się z rosnąca liczba interwencji – tłumaczy Balcer i dodaje, że kłopotem są także niepotwierdzone informacje.

Niepotrzebne zgłoszenia

- Pamiętam wezwanie do rzekomo maltretowanego psa. Zwierzę faktycznie było wychudzone i chore, ale ze starości. Właściciel dbał o niego, jak tylko mógł – wspomina Zbigniew Burda ze Straży dla zwierząt, która często współpracuje z ekopatrolem. - Wielokrotnie odsyłamy do nich ludzi, którzy do nas dzwonią. Przy naszych interwencjach strażnicy nigdy nie odmówili pomocy – mówi Burda.

- Niepotrzebne wyjazdy zdarzają się bardzo często - potwierdza Piotr Mostowski, szef ekopatrolu - Niedawno dostaliśmy zgłoszenie o zbyt głośno piejącym kogucie. Jechaliśmy też do groźnego węża, który okazał się zwykłym zaskrońcem. Innym razem alarm podniosła osoba, która przestraszyła się ... plastikowego pająka - wylicza.

- Ludzie często wzywają patrol, żeby zrobić na złość sąsiadowi, który ma złego psa, zupełnie nie licząc się z kosztami – dodaje zniesmaczony Zbigniew Burda.

Zmarnowane czas i pieniądze to nie jedyne problemy. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że w tym samym czasie mogą być naprawdę potrzebni w innej części miasta. Dlatego wszyscy zgodnie apelują o zdrowy rozsądek.

30 osób to za mało

W ciągu dnia pracują 3 - 4 załogi, 1 lub 2 podczas nocnej zmiany. Liczba pracowników zwiększa się. W 2008 roku w referacie pracowały 24 osoby, a rok później już 28. Teraz ekopatrol zatrudnia 30 strażników i ma do dyspozycji osiem radiowozów. Ale liczba interwencji rośnie w znacznie większym tempie. W 2008 roku było ich 8859 (w tym 446 podjętych z własnej inicjatywy, reszta to zgłoszenia), a w 2009 już 10247 (384 własnych).

Wszystko wskazuje na to, że w tym roku padnie kolejny rekord. Od stycznia do końca lipca 2010 strażnicy interweniowali już 7283 razy, odwożąc do schroniska lub przekazując właścicielom niemal pięć tysięcy zwierząt.

- Nie wiem czy wystarczyłoby 100 osób - powątpiewa Piotr Mostowski. - Radiowozy są mocno wyeksploatowane. Każdy przejeżdża średnio osiem tysięcy kilometrów miesięcznie. Cudownie byłoby mieć lepszy tabor. Zawsze będą jakieś problemy, nie ma idealnej jednostki - dodaje.

Wzorcowy model

Ekopatrol jest jedną z niewielu tego typu jednostek w kraju. Do stworzenia podobnej przymierzają się dopiero władze Krakowa. Niedawno pracy ekopatrolu przyglądali się funkcjonariusze policji municypalnej z Budapesztu. Poza interwencjami, strażnicy prowadzą pogadanki edukacyjne w szkołach i na piknikach.

- Nieustannie spotykam się w wyrazami szacunku i wdzięczności za pracę ekopatrolu - podkreśla Monika Niżniak, rzeczniczka Straży Miejskiej.

Piotr Bakalarski

Ekopatrol Straży Miejskiej - fot
Ekopatrol Straży Miejskiej - fot
Źródło: | k
Czytaj także: