Ruszył proces Kamila G., oskarżonego o spowodowanie tragicznego wypadku na Targowej. Jego obrońca złożył wniosek, by sprawa toczyła się bez udziału publiczności. Sędzia wyraził zgodę - Jawność rozprawy mogłaby wywołać zakłócenie spokoju społecznego – wyjaśnił. Nie dowiemy się więc, co na swoją obronę ma oskarżony.
We wtorek przed północnopraskim sądem rozpoczął się proces 26-letniego Kamila G. oskarżonego o śmiertelne potrącenie na ul. Targowej 14-letniej Klaudii. Gdy policja przyprowadzała mężczyznę na salę rozpraw, odwracał głowę od kamer i obiektywów. Pół godziny później mógł już odetchnąć - sędzia Dariusz Leszczyński zdecydował się utajnić przebieg rozprawy i publiczność (w tym dziennikarze) musiała opuścić salę.
Dużo kontrowersji
Wniosek o wyłączenie jawności złożył mec. Roland Szymczykiewicz, jeden z obrońców Kamila G.
– Ta sprawa wywołuje dużo kontrowersji – wyjaśnił na wstępie. – Przez media przelała się fala hejtu. Dotknęła ona nie tylko oskarżonego, ale odnosiła się również do jego narzeczonej oraz dzieci. Były nawoływania do różnego rodzaju działań. Np. był taki wpis, żeby znaleźć te dzieci i zrobić tak, żeby nie było już małych piratów – relacjonował adwokat.
Podkreślił, że wpisy na forach internetowych wzbudzają obawy jego klienta. Zaznaczył też, że istnieje realne zagrożenie, że jawność rozprawy może spowodować kolejną lawinę hejtu, ale też zwrócić uwagę opinii publicznej na kogoś ze świadków czy biegłych.
Interes zmarłej
- Chciałbym powołać się na ochronę interesu prywatnego oskarżonego, ale przede wszystkim na ochronę interesu tragicznie zmarłej Klaudii. Siłą rzeczy [w trakcie procesu – red.] będzie musiała być poruszana kwestia tego, co działo się z ciałem denatki, a to są istotne okoliczności prywatne – argumentował mec. Szymczykiewicz.
Zaznaczył też, że składa wniosek w trosce o kondycję firmy prowadzonej przez oskarżonego. - Ważnym interesem pana jest, żeby tą firmą prowadzić, bo ma dzieci na utrzymaniu i konkubinę – stwierdził.
Sędzia Dariusz Leszczyński zapytał, czy adwokat dysponuje jakimiś przykładami krytycznych komentarzy pod adresem jego klienta. Obrońca odparł, że oczywiście, ale nie ma ich przy sobie. – Jestem w stanie dostarczyć je w ciągu godziny. Potrzebuję tylko dostępu do drukarki – zapewnił.
Sąd jednak uznał, że to nie będzie konieczne. Przy akceptacji prokuratury (która nie sprzeciwiła się wioskowi o wyłączenie jawności) zdecydował o utajnieniu całego procesu. - Jawność rozprawy mogłaby wywołać zakłócenie spokoju społecznego poprzez niekontrolowane zachowania osób mających wiedzę o przebiegu rozprawy oraz naruszyć ważny interes prywatny tak rodziny zmarłej jak i oskarżonego – powiedział w uzasadnieniu swojej decyzji sędzia Leszczyński.
Nawet 106 km/h
Kamil G. jest oskarżony o to, że 1 lipca na ul. Targowej śmiertelnie potrącił 14-letnią Klaudię.
Wcześniej, co zarejestrował m.in. Reporter24 Raz, kierowca czerwonej, sportowej Hondy jechał bardzo agresywnie. Na nagraniu, które wysłał na Kontakt 24 widać, jak z dużą prędkością rusza ze świateł na skrzyżowaniu al. Solidarności ze Szwedzką i po chwili znika z pola widzenia. Po chwili autor nagrania dojeżdża do skrzyżowania al. Solidarności z Targową – tam na światłach znów stoi honda. Gdy zmienia się na zielone, kierowca czerwonego auta bardzo szybko rusza, ostro wchodzi w zakręt i momentalnie znów znika z pola widzenia.
Chwilę później widać jeszcze, jak gwałtownie zmienia pasy miedzy innymi samochodami.
Nie widać samego momentu wypadku, natomiast na samym końcu nagrania można dostrzec stojące na skrzyżowaniu Targowej z Kijowską auto i podbiegających do potrąconej dziewczynki ludzi.
Biegły powołany w trakcie śledztwa przez prokuraturę ocenił, że w momencie wypadku Kamil G. jechał z prędkością między 97 a 106 km/h.
- Pewne jest, że kiedy oskarżony zbliżał się do przejścia dla pieszych, włączyło się żółte światło - mówił jesienią prok. Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Jak dodawał, z relacji przesłuchanych świadków wynika, że śmiertelnie potrącona nastolatka weszła na przejście dla pieszych za piłką. - Kamil G. miał ją potrącić, kiedy właśnie schodziła z przejścia - informował rzecznik.
Świetnie znany policji
Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, oskarżony jest świetnie znany stołecznym policjantom. W lutym 2015 roku mężczyźnie stracił prawo jazdy. Po tym fakcie był co najmniej trzykrotnie zatrzymywany za jazdę bez uprawnień i trzykrotnie za to skazany. Mimo to rok później odzyskał prawo jazdy. Żaden z sądów, które skazywały go za jazdę bez uprawnień, nie wiedział o tym, że to nie jedyny przypadek, kiedy Kamil G. łamał prawo drogowe.
Oskarżonemu grozi do ośmiu lat więzienia.
Piotr Machajski