- Usłyszeliśmy, że musimy opuścić mieszkanie. Nie wiemy co dalej - mówili mieszkańcy bloku, w którym w piątek wieczorem doszło do wybuchu. Jak podaje policja, wrócili oni już do swoich domów. Było podejrzenie drugiego ładunku wybuchowego, który miał zostać umieszczony pod jednym z samochodów zaparkowanych na osiedlu.
Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, do wybuchu doszło około godziny 21.00. Ładunek był pozostawiony na klatce schodowej, przed drzwiami jednego z lokali. Pakunek wybuchł, gdy lokator mieszkania wziął go do rąk. 48-latek doznał bardzo poważnych obrażeń. Mimo długiej reanimacji, nie udało się go uratować. Ranna została osoba, która przyszła do 48-latka. - Drugi mężczyzna został odwieziony do szpitala. Jego obrażenia okazały się niegroźne. Po zbadaniu przez lekarzy, został wypuszczony do domu - powiedział Mariusz Mrozek, rzecznik komendy stołecznej.
Przed północą reporterka TVN24 poinformowała, że podobny ładunek wybuchowy mógł zostać umieszczony również pod autem 48-latka. - Ten samochód jest zaparkowany na osiedlu. Trwają prace pirotechników i policjantów, którzy sprawdzają czy oby na pewno nikomu nie grozi już niebezpieczeństwo - mówiła Olga Olesek.
W sobotę rano Artur Węgrzynowicz z tvnwarszawa.pl poinformował jednak, że służby nie wykryły pod autem żadnej innej bomby. Potwierdziła to Magdalena Bieniak z wydziału prasowego KSP. - Wszystko zostało sprawdzone i nie znaleziono kolejnego ładunku - powiedziała.
- Samochód został zabrany z parkingu. Osiedle jest już otwarte dla mieszkańców, podobnie jak cała ulica Turmoncka, wcześniej nieprzejezdna ze względu na prace służb - dodał Węgrzynowicz.
Porachunki gangsterskie?
Śledczy ustalają przyczyny całego zdarzenia. Hipotez - jak przyznał Mrozek - jest wiele. Jedną z nich są możliwe porachunki finansowe, w które mógł być zamieszany 48-latek. Według informacji policji, mężczyzna był wcześniej notowany. Rzecznik komendy zapewnił jednak, że "nie ma przesłanek, które wskazywałyby na atak o charakterze terrorystycznym".
- W bloku był monitoring, więc to pewnie ułatwi pracę policji - zauważa nasz reporter.
Ewakuowano mieszkańców
Zaraz po wybuchu około 80 mieszkańców bloku zostało ewakuowanych. Jak informował Węgrzynowicz, byli przerażeni. Usłyszeli ogromny huk i początkowo myśleli, że to wybuch gazu. - Siedząc przy kolacji usłyszałam, że ktoś puka. Kazano mi opuścić mieszkanie i to wszystko. Nie wiemy, kiedy wrócimy. Nikt nas nie informuje - mówiła reporterce TVN24 jedna z mieszkanek bloku przy Turmonckiej.
Lokatorzy spędzili noc w specjalnym autobusie podstawionym przez ZTM.
W sobotę rano Mariusz Mrozek zapewnił, że wszyscy mogą czuć się już bezpiecznie. Teren został dokładnie sprawdzony, nie ma żadnego zagrożenia.
- Część z nich, którzy mieszkali na sąsiednich klatkach wrócili już do swoich domów. Natomiast ci, którzy mieszkali na klatce, gdzie nastąpił wybuch jeszcze czekają - powiedziała w sobotę rano policjantka Magdalena Bieniak.
Jak poinformowała w sobotę ok. godz. 17 Ewa Szymańska-Sitkiewicz z biura prasowego stołecznej policji, mieszkańcy wrócili już do domów.
Strażacy uspokajają, że nie doszło do naruszenia konstrukcji budynku. Zniszczona jest klatka schodowa, na której nastąpił wybuch i drzwi do kilku mieszkań.
- Na miejscu nadal pracują osoby z olbrzymim doświadczeniem, policjanci i prokuratorzy. Prowadzą oględziny, żeby móc ustalić, co się stało - wyjaśnił Mariusz Mrozek.
To auto sprawdzali policjanci:
kw//ec