"Wreszcie we własnym domu"

Tak powstawała wystawa
Źródło: MSN

Choć Muzeum Sztuki Nowoczesnej nie ma nawet tymczasowej przestrzeni ekspozycyjnej, nie zwalnia tempa. 8. edycji festiwalu Warszawa w budowie towarzyszy kolejna świetna wystawa, przygotowana wspólnie z Muzeum Warszawy i krakowskim Instytutem Architektury. Tym razem poświęcona jest temu, jak i gdzie mieszkamy.

"Jesteśmy wreszcie we własnym domu. Nie stój, nie czekaj. Co robić? Pomóż!" - z ekranu przy wejściu przemawiają Adrianna Biedrzyńska, Janusz Gajos i Jerzy Zelnik. To fragment programu telewizyjnego z 1989 roku, w którym znane twarze - nikt nie używał jeszcze wtedy słowa "celebryci" - tłumaczyły Polakom, co stało się właśnie w ich kraju i zachęcały do solidarności z tymi, którzy mieli odczuć skutki transformacji na własnej skórze. Dziś ich słowa brzmią bardziej jak zapowiedź grzechów, które zostaną popełnione przez następne dekady. A wystawa koncentruje się na tym, jak te grzechy wpłynęły na rynek mieszkaniowy, politykę przestrzenną, ale też po prostu na wygląd miast, osiedli i mieszkań.

Bywa wesoło. Jak choćby tam, gdzie autorzy i kuratorzy odwołują się do estetyki lat 90. i ówczesnych symboli statusu (znów z pomocą przechodzą m.in. archiwa telewizyjne), ale częściej bywa jednak smutno. Jak w archiwalnym reportażu ze stycznia 1990 roku, o pierwszej zimie w nowej rzeczywistości czy tym o ludziach, którym udało się wprawdzie drobić, ale tylko po to, by zaraz potem oszukali ich deweloperzy (tego słowa też jeszcze wtedy nikt nie używał). Zwiedzamy więc budynki, w których pękają ściany i osiedla, które nigdy nie wyszły z fazy dziury w ziemi. Patrzyłem na to z przerażaniem, mając w pamięci, że o podobnych historiach przychodzi nam informować także dziś.

Co poszło nie tak?

Ciągłość procesów, które zaczęły się w 1989 roku i do dziś kształtują nasze życie, udało się kuratorom wystawy uchwycić dzięki odwołaniu do takich motywów, jak koło fortuny z teleturnieju z lat 90. Tu w wersji radykalnej - wylosowane liczby odkrywają przed zwiedzającymi brutalną prawdę o rynku mieszkaniowym. Liczb jest na wystawie dużo więcej. Zarówno w formie infografik, jak i kolorowych kolaży autorstwa Joanny Sowuli. Największe wrażenie robi 5 - tyle metrów kwadratowych trzeba w Polsce zapewnić osobie eksmitowanej, ale moją uwagę przykuły też dwie, z zestawienia których wynika, że liczba pustostanów w Polsce jest... większa niż liczba bezdomnych (choć nie są to dane z tego samego roku i źródła). To oczywiście nie znaczy, że problem bezdomności można rozwiązać od ręki, ale nie sposób pozbyć się wrażenia, że coś poszło nie tak!

Jeden z kolaży Joanny Sowuli
Jeden z kolaży Joanny Sowuli
Źródło: Karol Kobos, tvnwarszawa.pl

Na wystawie jest też wiele makiet. Szczególnie ciekawe są modele współczesnych osiedli, które Kacper Kempiński rozebrał na czynniki pierwsze: pokazał, co w praktyce oznacza procent powierzchni biologicznie czynnej, po odjęciu dachów, parkingów z betonowej kratki i terenów nad garażami, gdzie nie mają szans wyrosnąć drzewa. Podobnie pokazał, jak naprawdę wygląda tzw. linijka słońca, czyli to co decyduje o doświetleniu mieszkań. Takich makiet nie zobaczymy w biurach sprzedaży mieszkań na nowych osiedlach.

Takich makiet nie zobaczysz w biurze sprzedaży

Logika maksymalizacji "PUM-u" (powierzchni użytkowej mieszkań) zestawiona z marzeniem o własnym mieszkaniu doprowadziła do budowy osiedli, które nie są przyjazne nawet dla mieszkańców, o tych co za płotem nie mówiąc. Marzenie o domu za miastem, koniecznie z dwuspadowym dachem i kolumienkami wspierającymi balkon, połączone z "urbanistyką łanową" uprawianą na przedmieściach i wspieraną przez rządowe programy typu "Rodzina na swoim" - do rozlewania miast i godzin traconych w korkach przez wściekłych ludzi, którzy na to wszystko wydali oszczędności życia lub wzięli niemożliwy do spłacenia kredyt.

Ale to nie diagnoza świadczy o sile tej wystawy, bo są to problemy dawno już nazwane. To raczej sięgnięcie do przeszłości i pokazanie, jak zachłyśnięcie się wizją "własnego domu" na wszystkich poziomach sprowadziło patologie i problemy, od grodzonych osiedli przez brak polityki mieszkaniowej aż po dramat eksmisji na bruk czy brak pomocy dla ofiar dzikiej reprywatyzacji. I że stało się to pomimo dobrych intencji i wiary w to, że ten własny dom - Polskę - tworzyć będziemy razem.

Wystawa "Wreszcie we własnym domu"

Muzeum we własnym domu

Na zeszłoroczną wystawę festiwalową - Spór o odbudowę - można dziś patrzeć przez pryzmat afery reprywatyzacyjnej, która wybuchła kilka miesięcy temu. Wątek ofiar dzikiej reprywatyzacji został tam wpisany w szerszy kontekst odbudowy Warszawy po II wojnie światowej. MSN udało się zniuansować przekaz, ale też - jak sądzę - uczulić swoich odbiorców na problem, który niedługo potem przebił się wreszcie przez barierę obojętności i dziś jest jedną z najgorętszych politycznych kwestii w mieście.

O sile tamtej wystawy zdecydowała forma - kuratorzy dostali do dyspozycji budynek zlikwidowanego liceum im. Hoffmanowej, a że jest on przeznaczony do rozbiórki, mogli w nim robić dosłownie wszystko, z wykuwaniem dziur w ścianach i zrywaniem podłóg włącznie. W ten sposób szkoła stała się głównym eksponatem.

Studio przy Nowogrodzkiej 84/86 na taką swobodę nie pozwala. Jest też mniejsze, a w dodatku było lokalizacją alternatywną, bo MSN (tym razem wspólnie z Muzeum Warszawy i krakowskim Instytutem Architektury) chciało w tym roku zaprosić warszawiaków do Muzeum Techniki. Nie było więc szans na tak spektakularne, formalne popisy - wypełniający przestrzeń spadzisty dach z tektury to daleko idący kompromis między tym, co kuratorzy chcą powiedzieć, i tym, co mogą zrobić. Paradoksalnie, to znów stawia przestrzeń ekspozycji w roli głównego eksponatu. W zestawianiu z wiecznymi problemami lokalowymi samego MSN (rozbiórka Emilii, wciąż nie zaczęta budowa stałej siedziby) hasło "wreszcie we własnym domu" nabiera dodatkowego, ironicznego znaczenia. A gorzką kropkę nad i postawił w dniu otwarcia wystawy kierowca białego auta, który potraktował jej tytuł dosłownie i zastawił chodnik przed studiem.

Tytuł potraktowany dosłownie
Tytuł potraktowany dosłownie
Źródło: Karol Kobos, tvnwarszawa.pl

Jedyna nadzieja w tym, że MSN znów wyprzedza fakty: jeśli wszystko pójdzie zgodnie z wzorem z poprzedniego roku, w 2017 będziemy żyli przełomem w polityce mieszkaniowej.

"Spór o odbudowę"

WRESZCIE WE WŁASNYM DOMU. DOM POLSKI W TRANSFORMACJI

Kuratorzy: Dorota Jędruch, Marta Karpińska, Dorota Leśniak-Rychlak, Agata Wiśniewska, Michał Wiśniewski (Instytut Architektury), Tomasz Fudala, Szymon Maliborski (Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie), współpraca: Cezary Lisowski, Szymon Żydek, Kacper Kępiński.

Architektura wystawy: Mateusz Adamczyk, Agata Woźniczka (BudCud), Mania Bień, Roksana Patrzałek, Anna Treit, Marco Vargas, Aleksandra Zielonka

Wystawę główną można oglądać od poniedziałku do piątku w godzinach 9 - 20 oraz w soboty i w niedzielę w godzinach 12 - 20 w budynku dawnej drukarni przy Nowogrodzkiej 84/86.

Bilety: normalny - 5 złotych, ulgowy - 2 złote. W poniedziałki wstęp bezpłatny.

Festiwal WARSZAWA W BUDOWIE trwa do 20 listopada.

ZOBACZ PROGRAM

Karol Kobos

Czytaj także: