Cisza nocna to temat drażliwy. Ale w stolicy nie brak już miejsc, których problem nie dotyczy. Szczególnie odkąd zabawa zaczęła się przenosić nad Wisłę.
W Śródmieściu i na Pradze jednaktrudne kompromisy były zwykle wypracowywane miesiącami. Dlatego, choć sprawę od miesięcy stara się nagłośnić "Gazeta Stołeczna", menadżerowie klubów rozmawiają o niej niechętnie. Niektórzy w ostatniej chwili odwołują spotkanie: - Uznali, że tematu lepiej w ogóle nie poruszać – dowiadujemy się nieoficjalnie. Oficjalnie nikt powodu nie podaje.
Menadżerowie boją się nieostrożnym słowem naruszyć niepewne status quo, bo często ich klubom funkcjonować pozwala tylko życzliwa neutralność większości mieszkańców. Występu przed kamerą odmawiają popularne Klubokawiarnia, Chłodna25 i Grawitacja. Na rozmowę decydują się Plan B., Hydrozagadka i, będąca ostatnio w centrum zainteresowania, Huśtawka.
fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl
Okoliczni mieszkańcy rozmawiają znacznie chętniej. W przypadku każdego z klubów sprawa wygląda niemal identycznie. Zdecydowanej większości temat jest obojętny. Tych, którym kluby przeszkadzają, jest mniej. Nadrabiają jednak determinacją, a dysponują przecież prawem bezwzględnego veta. Po 22.00 jeden telefon wystarczy, by w klubie pojawiła się policja. Zachowanie absolutnej ciszy – przyznają zgodnie i menadżerowie, i mieszkańcy – jest niemożliwie. Ktoś wyjdzie przed klub na papierosa, ktoś trzaśnie drzwiami, ktoś zaintonuje piosenkę... Jeśli klubowi zależy na popularności i nie chce stracić klientów, musi się z tym liczyć.
Kto ma prawo do miasta?
Mieszkańcy mają więc w ręku mocne karty. Jeśli zgodzą się przymknąć na to wszystko oka, to klub będzie mógł dalej przyjmować gości. Jeśli większość będzie zdeterminowana, żeby pozbyć się uciążliwego sąsiedztwa, pewnie dopnie swego. Kluby lokale dzierżawią najczęściej od miasta, które może im umowę wypowiedzieć i tym samym zakończyć funkcjonowanie.
W centrum nigdy do tej pory nie zdarzyło się jednak, by taka eksmisja była konieczna. Zwykle mieszkańcy potrafią skutecznie wymusić egzekwowanie ciszy nocnej.
fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl
Dlatego kluby starają się być dobrymi sąsiadami. Tak przynajmniej twierdzą ich menadżerowie. Akustyk Hydrozagadki odwiedził kiedyś mieszkanie przy 11 listopada, by sprawdzić poziom hałasu. Huśtawka zapewnia, że wyciszenia, które pomogli zamontować mieszkańcom, ograniczyły do minimum poziom nasilenia dźwięku. Plan B też nie jest głuchy na prośby okolicznych sąsiadów. Menadżer zapewnia, że wyrzucanie śmieci w nocy nie jest już tak głośne, od kiedy poprosiła o to jedna z sąsiadek.
Zwykle to wystarcza, żeby zapewnić sobie neutralność większości sąsiadów. Prawie nigdy wszystkich. Każdy z lokali ma zdecydowanych przeciwników. Obydwie strony są święcie przekonane o swojej racji.
"Zlikwidować ciszę!"
Menadżerowie klubów z obowiązującego kompromisu wcale nie są zadowoleni. Nie mają wątpliwości, że cały świat zmierza tam, gdzie chcą iść też oni. – Ludzie nie zawrócą kijem rzeki. Nasi sąsiedzi muszą zdać sobie sprawę z tego, że hałas klubowiczów to minus mieszkania w centrum. Tak jest na całym świecie – mówi Łukasz Lubaszka, menadżer klubu Huśtawka.
- Powinniśmy uznać, że hałas w nocy na Placu Zbawiciela, to jest normalna sytuacja – wtóruje mu Filip Katner, menadżer Planu B. – To wynika z tego, że miasto chce się rozwijać – kontynuuje.
- Cisza nocna nie jest palącym problemem – mówi menadżer Hydrozagadki Łukasz Milej.
Liczą na to, że w mieście uda się wyznaczyć obszary, gdzie cisza nocna nie będzie obowiązywać lub będzie obowiązywać krócej. I wiele wskazuje na to, że się tego doczekają. Wiceszef gabinetu prezydent Warszawy w rozmowie z "Gazetą Stołeczną" przyznaje, że jest takiemu pomysłowi przychylny.
"Zlikwidować kluby"
Klubowicze chcieliby, żeby było normalnie. I tego samego domagają się ich sąsiedzi. Zupełnie inaczej jednak tą normalność rozumieją. "Nie da się spać bez zatyczek do uszu", "Cisza nocna jest o 22:00", "Koszmar" – żalą się starsi ludzie, mieszający obok Planu B, Powiększenia, Hydrozagadki, czy Huśtawki.
Bo przeciwnicy klubów lata młodości mają zwykle dawno za sobą. Chcieliby dożyć swoich w dni w miejscu, w którym dorastali. Wysyłani bezceremonialnie do Wawra lub na Białołękę irytują się. Aroganckie hasła "nie podoba się droga wolna" i "możecie się wyprowadzić" tylko utwierdzają ich w ich niechęci. Nie rozumieją czemu ktoś, kto przed chwilą pojawił się na ich podwórku ma mieć do tej przestrzeni większe prawo niż oni.
Jednak nie tylko emocjonalny stosunek właścicieli do swoich mieszkań uniemożliwia im wyprowadzkę. Nieuregulowany status gruntów w centrum jest często przeszkodą znacznie trudniejszą do pokonania. O tym nikt nie pamięta, a sprzedanie takiego mieszkania jest bardzo trudne.
fot. Dawid Krysztofiński/Tvnwarszawa.pl
Obydwie strony przerzucają się oskarżeniami: - Narkomani, dealerzy, prostytutki. Brud, hałas i smród – opisują imprezy w klubie przy Brackiej mieszkańcy, którzy codziennie widzą to co się dzieje w malutkim podwórku obok Huśtawki. - Leją wodę z okien, obrażają naszych gości – opowiada z kolei o sąsiadach menadżer klubu. Tam chwiejnej równowagi nie udało się dotrzymać. O swoje funkcjonowanie klub walczy już w sądzie.
Cicho jakby ich nie było
Przykład Huśtawki jest jednak skrajny. Doskonale pokazuje jak współpraca z sąsiadami nie powinna wyglądać. Ci zapewniają, że w podwórku przy Brackiej codziennie odbywają się pijackie orgie, a właściciele odnoszą się do nich jak do śmieci. Menadżer klubu mówi o kulturalnych ludziach palących na podwórku papierosy i o trawniku, o który zadbał klub, bo wspólnocie się nie chciało. Kto tu kłamie?
Gdy ja spędziłem jeden wieczór w mieszkaniach nad Huśtawką hałasu nie słyszałem. Spotkałem za to przeciwników klubu, którzy nawet nie zauważyli, że Huśtawka, mimo wypowiedzenia umowy, funkcjonuje dalej. Może więc to jest rozwiązanie problemu hałasu w Huśtawce? Straszyć sądem, grzywnami, policją i dziennikarzami? Wtedy i imprezy będą, i cisza w podwórku.
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty w Południe TVN24