Mieszkańców Warszawy czeka od pierwszego stycznia kolejna śmieciowa rewolucja. Niewielu o tym wie, a jeszcze mniej, na czym będzie ona polegać. Będzie więcej pojemników na odpadki? Ile będzie nas kosztować odbiór śmieci? W ratuszu tego też jeszcze nie wiedzą.
Są miasta, w których nowe, narzucone przez Unię Europejską, zasady segregacji śmieci obowiązują od dawna. Warszawa w 2017 roku skorzystała z zapisu pozwalającego opóźnić wprowadzenie "selektywnego zbierania wybranych frakcji odpadów". Ale od początku 2019 roku ustępstw nie będzie. Musimy zacząć dzielić śmieci inaczej niż teraz.
- W nowym systemie będzie odbieranych pięć frakcji odpadów: papier - pojemnik niebieski, tworzywa sztuczne - pojemnik żółty, szkło - pojemnik zielony, biodegradowalne – pojemnik brązowy, niesegregowane odpady - pojemnik czarny - informuje Agnieszka Kłąb z biura prasowego stołecznego ratusza.
Przypomnijmy, teraz mieszkańcy powinni segregować śmieci na trzy rodzaje - segregowane suche, szkło opakowaniowe i odpady zmieszane, a obowiązek odbioru odpadów spoczywa na mieście. Ratusz ma podpisane umowy z kilkoma firmami - 11 dzielnic obsługuje MPO (z początkiem sierpnia przejęło Mokotów od Lekaro), reszta dzielnic obsługiwana jest jeszcze przez firmy prywatne.
Jeszcze, bo umowy z nimi miały charakter kwotowy, a sumy do wykorzystania się kończą. Dlatego ratusz wypowiedział kontrakty Lekaro i Suezowi. Teraz szuka w przetargu firm, które podejmą się wywożenia nieczystości z Ursynowa, Wilanowa, Pragi Południe i Pragi Północ przez ostatni kwartał 2018 roku. Tylko przez kwartał, bo później zaczyna się przecież rewolucja.
Kto wywiezie w 2019?
Warszawa chciała skorzystać z możliwości zamówienia in-house, to znaczy bez przetargu powierzyć całe zadanie własnemu przedsiębiorstwu, czyli MPO. W kwietniu zaczęły się negocjacje ze spółką dotyczące odbioru odpadów z domów na terenie całej Warszawy. Inni usługodawcy zaskarżyli jednak postępowanie do Krajowej Izby Odwoławczej. Procedura musiała zostać zawieszona do rozstrzygnięcia przez KIO, a 5 lipca Izba odroczyła rozprawę bezterminowo.
- Decyzja KIO oznacza, że nie ma gwarancji, że postępowanie in-house zakończy się w terminie umożliwiającym bezproblemowe zapewnienie odbioru odpadów, a dla nas najważniejsze jest, żeby nasi mieszkańcy mieli odbierane śmieci terminowo. Dlatego też miasto wybrało najlepsze w tej sytuacji rozwiązanie, czyli rozpisanie przetargu, w którym zostaną wyłonieni wykonawcy i oni od pierwszego stycznia będą odbierali śmieci od warszawiaków - informuje ratusz. Deklaruje przy tym, że prace nad przetargiem są mocno zaawansowane i będzie on ogłoszony w najbliższych tygodniach.
Teoretycznie wszystko da się jeszcze zrobić, ale... Procedura przetargowa trwa około dwóch miesięcy, a i to przy założeniu, że nikt nie będzie się odwoływał. Praktyka pokazuje, że przy podobnych postępowaniach odwołania są regułą. Do tego doliczyć trzeba czas potrzebny na podpisanie umów i najważniejsze: czas potrzebny do przygotowania się przez firmę śmieciową do realizacji zadania.
W przedsiębiorstwach zajmujących się transportem odpadków nieoficjalnie usłyszeliśmy, że takie przygotowania trwają minimum trzy miesiące. Ratusz mocno więc ryzykuje, że od stycznia w całej Warszawie będzie tak, jak dziś jest na Mokotowie, gdzie MPO w pośpiechu przejęło wywóz śmieci od Lekaro.
Ile zapłacimy?
Nie jest też pewne, czy od nowego roku zmienią się opłaty za wywóz śmieci. Teraz płacimy w zależności od liczby osób w gospodarstwie domowym, a faktyczna ilość produkowanych śmieci nie ma znaczenia. To wszystko się nie zmieni. Jedyne pytanie brzmi: czy wysokość opłaty zostanie taka sama. Ratusz na razie nie umie odpowiedzieć. Informuje jedynie, że prowadzi analizy dotyczące stawek.
Wiadomo natomiast, że za wszystkie nowe pojemniki pojawiające się przy domach zapłaci miasto, które przejęło od właścicieli obowiązek wyposażania nieruchomości w kontenery i utrzymywania ich "w należytym stanie sanitarnym".
Więcej pojemników, albo i nie
Skoro dziś dzielimy śmieci na trzy frakcje, a od stycznia będziemy dzielić na pięć, wydaje się, że pojemników musi być od nowego roku więcej. Zapytaliśmy o to ratusz wprost. Ale odpowiedź nie jest klarowna.
- Nie można jednoznacznie określić, czy pojemników będzie mniej czy więcej. Ponieważ strumień wytwarzanych odpadów się nie zmienia, w wielu przypadkach zmienią się wyłącznie kolory pojemników, natomiast ich liczba może pozostać bez zmian. Zwiększa się liczba frakcji segregowanych odpadów i miejsca gromadzenia odpadów muszą być wyposażone w pojemniki dla każdej frakcji - informuje Agnieszka Kłąb.
Dodaje, że właściciele nieruchomości będą mogli wymienić kilka małych pojemników na jeden duży, który będzie miał przegrody na różne rodzaje odpadów. Pod znakiem zapytania stoi, kto zdecyduje o tym, czy w danym miejscu ustawić więcej pojemników, czy zamienić je na takie z przegrodami lub zastosować jeszcze inne rozwiązanie.
Nie wiadomo też, co z własnością kontenerów. Teraz w większości miejsc należą do firm wywożących odpady - w miejscu gdzie operuje MPO, nie będzie więc problemu. Ale niekiedy pojemniki należą do właścicieli nieruchomości. Bo niegdyś to oni organizowali wywóz śmieci, podpisując umowę z dowolną firmą - te mogły podstawić kontener lub żądać, by wspólnota kupiła własny. A gdy kilka lat temu miasto przejmowało obowiązek organizacji wywozu odpadków, podpisało umowy, zakładające możliwość wykorzystania kontenerów zastanych na terenie nieruchomości. - Możliwe jest, że część pojemników należy do właścicieli nieruchomości. Informację o tym posiadają wyłącznie wykonawcy - informuje ratusz.
I tu znowu pytania bez odpowiedzi: czy po pierwszym stycznia ratusz zapłaci za pojemniki prywatne oddając je MPO, czy podstawi własne, każąc właścicielom zrobić ze swoimi, co zechcą? I czy w ogóle pojemniki podstawiać będzie miasto, czy też wyłonione w planowanym właśnie przetargu firmy odpowiedzialne za wywóz nieczystości?
Czasu jest mało, a w sprawie śmieci wyraźnie panuje bałagan. Pozostają obawy, że od nowego roku proekologiczna zmiana będzie tylko teorią. Komu na sercu leży ekologia, a realizuje w swoim domu przykry obowiązek wynoszenia śmieci, ten wie, że - choć statystki pozwalają na umiarkowany optymizm - do wielu pojemników w praktyce trafia co popadnie. Według danych miasta w 2017 roku udało się na przykład zwiększyć poziom recyklingu papieru, metali, tworzyw sztucznych czy szkła, a także recyklingu niebezpiecznych odpadów budowlanych i rozbiórkowych do 20 procent. W 2012 roku wynosił nieco ponad 11 procent.
Marcin Chłopaś