- Jako marszałek Sejmu Ewa Kopacz miała obowiązek zażądać wyczerpujących wyjaśnień od policji - mówi Przemysław Wipler. Gość "Faktów po Faktach" podkreślał, że tak powinna postąpić w przypadku incydentu z udziałem posła.- Ewa Kopacz jako marszałek Sejmu miała obowiązek zażądać wyczerpujących wyjaśnień od policji, czy nie przekroczono uprawnień w sprawie jednego z posłów – powiedział Przemysław Wipler.Zdaniem Wiplera za to, że nagrania z zajścia na ul. Mazowieckiej ujrzały światło dzienne dopiero rok od wydarzeń, odpowiedzialna jest też Ewa Kopacz. Jak podkreślił, obecna premier powinna wziąć na siebie "polityczną, a może nawet prawną odpowiedzialność za niedopełnienie obowiązków". - Bo to ona jest odpowiedzialna, żeby posłowie nie byli stawiani w takich sytuacjach - powiedział polityk Kongresu Nowej Prawicy w "Faktach po Faktach".- Oczywiście, że miała taką możliwość - mówił Wipler, wskazując, że jako marszałek Sejmu Kopacz mogła już rok temu wydostać z policji nagrania z monitoringu.- Ewa Kopacz nie dopełniła obowiązków jako marszałek Sejmu, a minister Sienkiewicz kłamał w sprawie mojego pobicia przez policję – podsumował Przemysław Wipler.Co pokazują nagraniaJak podkreślał, nagrania świadczą na jego korzyść. Zapewniał, że oglądając je klatka po klatce, można zauważyć że on "nie bije się, nie szarpie". - No proszę wskazać choćby jeden moment, gdzie ja kogokolwiek szarpię - prosił.Jego zdaniem "medialna nagonka" zrobiła z niego "bandytę". - Przedstawiono mnie jako nadludzkiego mocarza, co walczył z czterema jednostkami policji. Zrobiły to ze mną media, bo przedstawiły relację jednego świadka całej Polsce. Oczerniliście mnie - zarzucił gospodarzowi programu, twierdząc że na antenie TVN24 pokazywana była tylko relacja świadka, który obciążał posła.- Pokazaliśmy też pana konferencję prasową, na której przedstawił pan swoją wersję wydarzeń - zauważył prowadzący "Fakty po Faktach" Grzegorz Kajdanowicz.- Wszyscy ze mnie kpili, wyszydzali, zrobiliście ze mnie bandytę - odparł Wipler. - Dlaczego ten film zdjęliście ze swojej strony? - pytał poseł, mówiąc o materiale z relacją świadka po zdarzeniach na ul. Mazowieckiej.Wipler zaprezentował własną relację z wydarzeń sprzed roku. - Zatrzymuje się radiowóz, a dwie sekundy później policjanci używają gazu pieprzowego wobec mojego kolegi. Usłyszałem, że on krzyczy, więc wstałem. I zapytałem o co chodzi. Co usłyszałem? Mówiąc ładnymi słowami, że mam sobie iść, a jak nie, to zostaną użyte środki przymusu bezpośredniego - twierdził Wipler.Policja mu groziła?Jak mówił, funkcjonariusz miał mu grozić pobiciem. - I ja się wtedy wycofałem. A on użył w stosunku do mnie gaz. Nogami zaczynam machać dopiero po tym, jak dostałem z pięści. Nie ubliżałem im - dodał Wipler.Polityk stwierdził, że policjanci "zrobili z nim to, co codziennie robią z setką Polaków". - I to zupełnie bezkarnie. Polacy widzą co się dzieje, wiedzą że policja nie powinna tak interweniować. Na przykład w Szczecinku, gdzie chłopak usłyszał: podpisz albo gaz. To sposób traktowania Polaków przez służby - denerwował się Wipler.Jego zdaniem "każdy Polak jest na przegranej policji wobec służb, bo Polska to państwo policyjne".- A ja się cieszę, że skończył się na mnie medialny lincz i że miałem szansę zaprezentować to, jak wygląda prawda - powiedział, zaznaczając że z "niecierpliwością czeka na proces". O tym kto mógł dać mu "szansę" i przekazał mediom nagranie, nie chciał mówić. Nie komentował też faktu, że jeśli stoją za tym jego przedstawiciele, wypuszczenie nagrania na kilka dni przed wyborami, może być wyborczym ruchem i elementem kampanii.
Nagranie
bieru/gak