Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście miał tego dnia wydać wyrok wobec Jolanty D.-S., ale po "wnikliwej analizie" z urzędu uznał za konieczne powołanie w sprawie biegłego. Obrona o to nie wnosiła.
Sprawę odroczono do 20 kwietnia.
O rozbiórce budynku przy ul. Zajęczej pisaliśmy na tvnwarszawa.pl w 2013 roku.
"Nie willa, tylko rudera"
Wybudowana ponad sto lat temu kamienica powstała jako dom dla pracowników elektrowni Powiśle i - jak informowano - od ponad 10 lat nie była zamieszkana. Budynek był wpisany do ewidencji zabytków.
Oskarżona pełniła rolę wiceprezesa w spółce, która kupiła teren. Prokuratura oskarżyła ją o nieumyślne zniszczenie zabytku - zagrożone na podstawie ustawy o ochronie zabytków karą do dwóch lat więzienia.
Jolanta D.-S. tłumaczyła, że kamienica była w bardzo złym stanie i na jej decyzję o rozbiórce wpływ miała opinia przedstawiciela firmy, która przeprowadzała w budynku prace remontowe i porządkujące. Firma z uwagi na stan kamienicy przerwała prace i powiadomiła oskarżoną, że budynek w każdej chwili grozi zawaleniem.
- Jesteśmy krajem ubogim w zabytki. Tym bardziej trzeba ubolewać, że istniejąca od 1904 r. willa z dnia na dzień przestała istnieć - mówił przed tygodniem prok. Adam Karbowski w mowie końcowej. Wniósł o karę trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 5 tys. zł grzywny.
- Nie willa, tylko rudera, czworaki dla robotników - ripostował broniący oskarżonej mec. Robert Kochaniak. Podkreślał, że budynek był zagrożeniem dla przechodniów, ekipy robotników pracującej na terenie tej działki oraz "złomiarzy", którzy penetrowali obiekt. W ocenie obrony oskarżona decydując o rozbiórce, działała więc "w stanie wyższej konieczności". - Prokurator mówi o willach, a nie widzi ludzi - zaznaczała obrona.
- Zgadzam się, że oskarżona mogła nie mieć wiedzy o tym, że budynek jest zabytkiem. Mamy tu do czynienia z lekkomyślnością, bądź niedbalstwem - mówił prokurator. Dodał, że nie można mówić o stanie wyższej konieczności, gdyż budynek można było zabezpieczyć i odgrodzić. Według obrony zabezpieczenie, o którym mówi prokuratura, nie było możliwe, "sala sądowa nie może służyć do ustalania polityki ochrony zabytków", zaś zapisy ustawy z punktu widzenia ewentualnej późniejszej odpowiedzialności karnej są nieprecyzyjne i niejednoznaczne.
Agnieszka Kłąb z wydziału prasowego stołecznego ratusza mówiła w 2014 r. PAP, że "nie może być tak, że podmiot kupuje obiekt objęty opieką konserwatorską, korzysta z tego powodu z pewnych preferencji, dostaje bonifikatę na zakup, a potem zniszczenie tego obiektu tłumaczone jest brakiem świadomości o tym, że był to obiekt zabytkowy".
PAP/lulu
WILLA PRZED ROZBIÓRKĄ I PO:
Tak budynek wyglądał przed rozbiórką
Została sterta cegieł
Źródło zdjęcia głównego: Lech Marcinczak / tvnwarszawa.pl