Wietnamczycy walczą o władzę

Rozmowa z Ton Van Ahn
Źródło: Artur Węgrzynowicz/ tvnwarszawa.pl
Jest ich pięcioro, reprezentują różne pokolenia, ale jednogłośnie zapewniają, że nic, co warszawskie, nie jest im obce. Bo Wietnamczycy ubiegający się o mandaty do Rady Warszawy i do rad dzielnic chcą działać na rzecz wszystkich mieszkańców stolicy, nie tylko swojej społeczności. Zapytaliśmy ich, co chcą zmieniać.

Ton Van Ahn kandydująca do rady dzielnicy Śródmieście z list Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej deklaruje, że "chce rozwiązywać różne konflikty" i godzić biznes z mieszkańcami.

- Z jednej strony są właściciele knajp, dla których jest to sposób na zarabianie pieniędzy, z drugiej strony są mieszkańcy, którzy narzekają na hałas i gości tych lokali. Warto znaleźć kompromis zachowujący dynamikę rozwoju Śródmieścia - podkreśla w rozmowie z tvnwarszawa.pl Van Ahn.

O wspólną przestrzeń chce walczyć, propagując także zdrowy tryb życia i dbając o miejską zieleń.

Nga Phan Vien do Polski przyjechała tuż po urodzeniu. Pięknie mówi po polsku, studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. - Bez zawahania mogę powiedzieć, że czuję się Polką - zaznacza i od razu dodaje: co nie znaczy, że się wynaradawiam albo, że nie mam styczności z moim dziedzictwem kulturowym - moi rodzice są Wietnamczykami.

Dlaczego kandyduje do rady Ochoty? - Jestem z tą dzielnicą bardzo mocno związana. Mam po prostu taki odruch dbania o swoją społeczności, o to środowisko. Zachęcam też do tego innych - mówi Phan Vien.

Kiedy zostanie radną, chce poprawić ofertę kulturalną i edukacyjną w dzielnicy. Ale - jak zapewnia - ma świadomość, że Ochota ma „swoje punkty zapalne”. Jednym z nich jest wciąż niepewna przyszłość kupców z bazaru przy Banacha - ratusz na razie nie ma wizji, co do zagospodarowania terenu, gdzie jest targowisko. Innym - Plac Narutowicza. Od lat toczy się dyskusja nad sposobem jego zagospodarowania.

Rozmowa z Nga Phan Vien

Jedyny mężczyzną w gronie naszych rozmówców jest Ngo Van.

Kandydat WWS do Rady Warszawy chciałby uporządkować sprawy polityki najmu lokali użytkowych należących do dzielnic. Jego zdaniem, wiele z nich stoi pustych, bo dzielnice żądają zbyt wygórowanych stawek za ich wynajem.

Rozmowa z Tuong Ngo Van

Ngo Van od razu uprzedza pytanie, czy o obniżkę czynszu walczy z myślą o restauracjach serwujących wietnamskie dania. Zapewnia, że chce zawalczyć o zakłady i zakładziki prowadzone z pokolenia na pokolenie. O mistrzów w swoich dziedzinach: zegarmistrzów, ślusarzy, krawców czy kaletników. Jego zdaniem w lokalach komunalnych dzielnic nie ma miejsca na „sieciówki”.

- Chcę zwrócić uwagę na tradycje rzemieślnicze. Obecność znanych marek nie sprawia, że miasto staje się wyjątkowe. Właśnie różne ciekawe miejsca kulturalne czy zakłady rzemieślnicze zmieniają oblicze miasta - uważa kandydat do rady Warszawy.

Deportacja i obóz koncentracyjny

Kandydaci Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej reprezentują trzy pokolenia. Tuong Ngo Van ma 50 lat, Ton Van Ahn 35. Najmłodsza jest 22-letnia Nga Phan Vien. Z Wietnamu do Polski trafili w różnych okolicznościach.

Najbardziej kręta drogę do Polski miała Ton. Od 1996 roku jest zagorzałą wietnamską opozycjonistką działającą na rzecz demokracji w tym kraju. Groziła jej za to deportacja i osadzenie w obozie koncentracyjnym. Właśnie ta groźba spowodowała powstanie petycji za przyznaniem jej polskiego obywatelstwa, którą podpisało kilkadziesiąt osób ze świata mediów, kultury, nauki i polityki. Skutkowało to przyznaniem jej w 2011 roku polskiego obywatelstwa. Kobieta obecnie działa w stowarzyszeniu Wolnego Słowa oraz fundacji La Strada.

Po 22 latach od przyjazdu do naszego kraju mówi: - Przyjechałam do Polski jako małe dziecko. To Polska i Polacy mnie wychowywali i nauczyli odpowiedzialności i wobec nich mam dług wdzięczności - mówi Ton Van Ahn. Dług wdzięczności chce spłacić jako radna dzielnicy Śródmieście. O mandat stara się z listy Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej. - Chcę pracować na rzecz mieszkańców - deklaruje Ton.

Aktywistą jest też Tuong. Od dwóch lat działa w miejskiej komisji dialogu społecznego ds. cudzoziemców. Jest też działaczem wietnamskiej opozycji demokratycznej.

"Są Polakom wdzięczni"

Aktywność Wietnamczyków w Warszawie nie dziwi dr Grażyny Szymańskiej-Matusiewicz z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.

- Wielu z nich do Warszawy początkowo przyjeżdżało za studiami, później już coraz częściej przyciągała ich możliwość pracy. Wielu z nich mieszka w stolicy po minimum kilkanaście lat - ocenia Szymańska-Matusiewicz.

Jak dodaje, po tak długim okresie mieszkania w Warszawie naturalne jest to, że chcą się włączyć w działanie na rzecz miasta. - Oni Polakom są bardzo wdzięczni za możliwość edukacji, zarobku. Są też zafascynowani naszą demokracją - ocenia doktor.

Według szacunków wojewody mazowieckiego, liczba Wietnamczyków w Warszawie i okolicach stale rośnie. W 2012 roku było ich 1 349, a w ubiegłym roku już 10 839 z czego 6 871 miało pozwolenie na pracę w powiecie warszawskim. Najliczniejszą grupą cudzoziemców w stolicy i okolicach są Ukraińcy 13 848 osób.

Oprócz Wietnamczyków z Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, dwóch innych kandyduje z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Do rady dzielnicy Ochota startuje Trung Du Lac, a do Rady Warszawy Troung Ahn Tuan.

bf/iga

Czytaj także: