Sgraffita, murale i mozaiki – kiedyś były ich setki. Dekoracje plastyczne zdobiły kina, kawiarnie, sklepy czy szkoły. Dziś, te nieliczne, którym udało się ocaleć, są zapomniane i dewastowane. Na Starym Mieście odpadają całymi płatami. Czy jest dla nich jeszcze jakiś ratunek? Raczej nie.
Taki smutny wniosek płynie z debaty, którą zorganizowała Zachęta. Spotkanie odbyło się w sali konferencyjnej hotelu Dom Chłopa, ozdobionej w 1961 roku kompozycjami ściennymi przez małżeństwo Rechowiczów.
"Pogrzeb sztuki designerskiej"
- Dekoracje plastyczne są stale dewastowane. Dla niektórych mogą być niemodne i zbędne. Dziś króluje ścianka gipsowa i źle wydrukowane zdjęcia. Nie zachowało się wnętrze żadnej kawiarni – rozpoczął prowadzący dyskusję Paweł Giergoń, szef portalu sztuka.net i zaprezentował zdjęcia kolejnych ozdób, które przeszły do historii: w dawnym sklepie rybnym przy placu Zbawiciela, Instytucie Węgierskim, siedzibie Polskich Nagrań i wielu innych lokalizacjach. Poza oczywistymi walorami estetycznymi wszędzie tam, sztuka dekoracyjna perfekcyjnie wpisywała się w architekturę budynków.
- Byliśmy świadkami pogrzebu sztuki designerskiej i projektowej, powstałej po 1945 roku. To obraz tragiczny świadczący o katastrofalnym poziomie świadomości estetycznej właścicieli służb konserwatorskich – podsumowała prezentację prof. Marta Leśniakowska z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Zwróciła uwagę na staromiejskie mozaiki, które odpadają całymi płatami.
Wielka fala destrukcji
Uczestnicy dyskusji narzekali na brak odpowiedniej ochrony prawnej ozdób plastycznych. – Ustawa skupia się na strukturze architektonicznej, a nie temu co jej towarzyszy – krytykowała prof. Leśniakowska. Według niej całkowicie brakuje świadomości, że neoawangardowa sztuka mająca 50-60 lat stanowi wartość. Traktuje się to jako rzecz zbędną i kłopotliwą. - A właśnie wtedy tworzyliśmy sztukę na światowym poziomie – przekonywała.
- Nie wierzę w możliwość administracyjnego ochronienia całości. Kiedy z mozaiki odpadnie jakiś fragment, działo staje się śmieciem, co stanowi alibi dla jego usunięcia – mówił dr Marek Czapelski.
- Takie jest życie, że pewne rzeczy się kończą. Trudno za trzymać tę falę destrukcji – konstatowała gorzko Hanna Rechowicz.
Hotel Dom Chłopa, w którym odbyła się dyskusja, to jedno z niewielu miejsc, w którym stare dekoracje ocalały. - W hotelarstwie odbywa się rewolucja. W dobie globalizacji dominują systemy hotelowe. Nie ma większych szans na utrzymanie takich ozdób, choć w hotelach francuskich czy włoskich wiele ocalało – opowiadał prof. Tadeusz Tulibacki z Polskiego Zrzeszenia Hoteli.
Młodzi ocalają pamięć
Urzędnicy miejscy utrzymywali, że w pomieszczeniach administrowanych przez Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami do dewastacji ozdób dojść nie może. – Umowy najmu zawierają klauzulę, że najemca nie może zmieniać wartościowych historycznie elementów – informowała Barbara Potocka ze śródmiejskiego ZGN.
Iskierką nadziei były też informacje, że młodzi historycy sztuki dokumentują i opisują dekoracje plastyczne powstałe od lat 30. Powstają liczne prace doktorskie i magisterskie. - Jest szansa, że nowe pokolenie będzie prowadzić badania na szeroką skalę, ale z czasem zacznie to przypominać badania archeologiczne w Pompejach – żartowała prof. Marta Leśniakowska.
Debata towarzyszyła wystawie "Hanna i Gabriel Rechowiczowie. Obrazy w architekturze", którą można oglądać w galerii Projekt Kordegarda.
Piotr Bakalarski/mz
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty po południu TVN24