Gigantyczna reklama zasłoniła elewację dworca w nocy z czwartku na piątek. Tej samej nocy, znany z ciętych ripost szef zarządzającej budynkiem spółki, Jacek Prześluga napisał na swoim blogu artykuł kierowany do warszawiaków. Ocenił w nim, że reklama ma skromny kształt i zapewnił, że dochód pokryje miesięczne koszty utrzymania dworca oraz koszt budowy nośników reklamowych.
- Wybacz, Warszawo, jeśli błądzimy w poszukiwaniu pieniędzy na utrzymanie najważniejszego z Twoich dworców. Wybacz, jeśli wpływamy na przestrzeń publiczną inaczej niż wyobrażają sobie jej codzienni użytkownicy. Ale to nas, nie ich, dotyka syndrom obojętności - przestrzeń publiczna jest publiczna, czyli wspólna, tak długo tylko, jak długo nie pada pytanie: kto zapłaci za jej utrzymanie? Wówczas każdy odwraca się na pięcie, a my słyszymy - przecież to jest wasze, pekapowskie, nam jest obojętne skąd weźmiecie pieniądze, macie utrzymywać i koniec - przekonuje Prześluga.
Prześluga od dłuższego czasu walczy o wprowadzenie tak zwanej opłaty dworcowej, na wzór opłat lotniskowych, płaconych przez linie lotnicze. Linie kolejowe miałyby płacić spółce Dworzec Polski za każde zatrzymanie się na stacjach.
- Kiedy po północy odjeżdżałem sprzed Dworca Centralnego, na przylegającym doń parkingu miejskim najjaśniejszy punkt stanowił samochód - buda z kebabami. Stał, świecił, dymił, rozsiewał zapach mięsa, czosnku, cebuli i musztardy. Nikomu nie przeszkadzał, żadna gazeta nie kręciła o nim filmów, żadna nie zorganizowała przy nim nocnego czuwania reporterów - zwraca uwagę prezes Prześluga.
PRZECZYTAJ CAŁY ARTYKUŁ JACKA PREŚLUGI
roody