- Kilkanaście osób stoi z tęczowymi flagami przed kościołem Świętego Krzyża. Powiesili też flagi na balustradzie. Jeden mężczyzna, ubrany tylko w spodenki, biega z flagą po schodach w górę i w dół. Inna dziewczyna trzyma baner z napisem "Wybór, nie zakaz" - opisywał we wtorek wieczorem reporter tvnwarszawa.pl Mateusz Szmelter. Na niektórych flagach widać było napis Homokomando, co wskazuje, że to ta grupa może stać za wtorkową akcją.
Z relacji naszego reportera wynikało, że sytuację na miejscu obserwowali policjanci. W pewnym momencie zjechały się większe siły. Wtedy jednak pikieta się zakończyła. - Protestujący zeszli ze schodów i podzielili się na małe grupy. Kilka osób szło Krakowskim Przedmieściem w stronę placu Zamkowego i około 200 metrów od kościoła jakiś przypadkowy mężczyzna miał ich zaatakować, odepchnąć, opluć i zwyzywać. Tak manifestujący relacjonowali to policjantom - opowiadał Szmelter.
Dodał, że wśród tych osób znajdowała się Babcia Kasia. - Policjanci spisywali zeznania osób z flagami, a wskazany przez nich mężczyzna siedział w radiowozie - mówił Szmelter.
Nagranie z zajścia
Zajście zarejestrowała kamera Telewizji Obywatelskiej. Na nagraniu widać osoby idące z tęczowymi flagami, nagle z lewej strony wyjeżdżają dwaj rowerzyści i widać, jak jeden z nich pluje w kierunku osoby niosącej flagę. Po chwili kobiety podbiegają do rowerzystów, jedna z nich zostaje odepchnięta, druga z kolei szturcha rowerzystę. W tle padają przekleństwa. Do rowerzystów podchodzi mężczyzna w szarej bluzie i pyta: "masz problem, ku…a?". Za nim momentalnie pojawia się policjant i go przytrzymuje. Potem podbiega jeszcze dwóch i starają się rozdzielić strony.
Kilka sekund później jeden z rowerzystów odjeżdża, do drugiego podchodzą kobiety i uderzają go. Ten rowerzysta również odjeżdża. Na miejscu zostaje mężczyzna w szarej bluzie, który otoczony przez funkcjonariuszy zostaje wylegitymowany. Obok stoją również osoby z tęczowymi flagami.
Jeszcze we wtorek wieczorem policja informowała, że jedna z osób zwróciła się do policjantów o pomoc, mówiąc, że została popchnięta, a kolejne twierdziły, że zostały oplute. - Wskazali też osobę, która miała im to zrobić. Policjanci wylegitymowali tego mężczyznę - przekazała Małgorzata Wersocka z Komendy Stołecznej Policji.
Policja: stanął w ich obronie
Nowe światło na sprawę rzucił w środę rzecznik śródmiejskiej komendy. - Policjanci nie byli świadkami tego zdarzenia od samego początku. Zauważyli mężczyznę, który agresywnie zachowuje się w stosunku do innych osób, dlatego ruszyli w jego kierunku i podjęli interwencję, rozdzielając te osoby – powiedział w środę Robert Szumiata, rzecznik śródmiejskiej komendy.
Jak dodał, mężczyzna w szarej kurtce został wskazany przez kobiety jako napastnik i na nim się skupiły działania. - Sytuacja była bardzo dynamiczna. Pokrzywdzone nie poinformowały policjantów od razu, że pozostałymi napastnikami byli rowerzyści. Powiedziały im o tym dopiero, jak rowerzyści odjechali – podkreślił Szumiata. - Kobiety w złożonej tego samego dnia na komendzie skardze o przestępstwie ściganym z oskarżenia prywatnego, powiedziały, że napastnikami byli rowerzyści i potwierdziły, że najpierw jako napastnika wskazały policjantom wylegitymowanego przez nich mężczyznę, który tak naprawdę stanął w ich obronie – dodał.
Na nagraniu słychać jednak, że jedna z kobiet od razu wskazuje, że napastnikiem był "ten w pomarańczowym" (jeden z rowerzystów ma jasnoczerwoną bluzę - red.).
Policjanci prześlą materiały sprawy do prokuratury, aby ta podjęła decyzję, czy obejmie te skargi ściganiem z urzędu. Skargi dotyczą artykułów 216 i 217 Kodeksu Karnego, czyli znieważanie i naruszenie nietykalności.
Autorka/Autor: mp/ran//r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Telewizja Obywatelska