Lista placówek, które nie mogą pracować normalnie, bo co najmniej jedna klasa ma tam zdalne nauczanie, stale się wydłuża. 29 października liczba szkół, w których wprowadzono nauczanie zdalne lub hybrydowe, była największa od początku tego roku szkolnego. Rządzący nadal podkreślają, że nie zamierzają zamykać szkół w całym kraju.
Tymczasem, jak powiedziała w TVN24 Aneta Górska-Kot, dziecięce szpitale w Warszawie "pękają w szwach".
Młodzi pacjenci covidowi
Pediatra zwróciła uwagę, że teraz, decyzją wojewody, najmłodszymi zakażonymi muszą zajmować się pracownicy wszystkich oddziałów. W poprzednich falach zachorowań, zakażone dzieci były odsyłane do szpitali zakaźnych.
- Mam wrażenie, że w tej fali zakażeń wśród dzieci jest znacznie więcej. To nie są ciężkie zachorowania. Jak mam dyżur na sorze, to dwoje, troje dzieci przyjeżdża, bo gorączkuje, bo mają kaszel – powiedziała.
- Zastanawialiśmy się nawet, czy ponownie nie otworzyć soru covidowego, jak mieliśmy zwyczaj w poprzednich falach. Ale życie nas nauczyło, ze nie ma żadnego specyficznego objawu, którym charakteryzowałyby się dzieci covidowe. Niektóre nie mają objawów, niektóre mają bóle brzucha z biegunką, niektóre infekcję dróg oddechowych, katary, gorączki. Każdy objaw może okazać się covidem. Jesteśmy w przededniu decyzji, żeby ponownie wymazywać wszystkich pacjentów przy przyjęciu do szpitala – dodała.
"Bliżej trzykrotności". Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz o wzroście zachorowań.
Wirus RSV
Według Anety Górskiej – Kot w tym sezonie, więcej jest pacjentów zakażonych wirusem RSV.
- Dzieciaków z RSV jest naprawdę sporo. Jak tylko zwalnia się miejsce, przychodzi kolejny. Mamy też zakażenia dróg moczowych, są też sepsy. Te choroby nie zniknęły, one są z nami cały czas, ale w tym roku rzeczywiście, zakażeń RSV u dzieci jest bardzo wiele – powiedziała.
RSV jest wirusem syncytialnym nabłonka oddechowego i odpowiada za 70 procent infekcji dróg oddechowych u dzieci do drugiego roku życia. Jest też jedną z głównych przyczyn hospitalizacji małych pacjentów. Wirus zwykle atakował dzieci późną jesienią, a kończył wiosną, ze szczytem na przełomie stycznia i lutego. Lekarze zwracają uwagę, że w trakcie pandemii COVID-19, RSV i grypa niemal zupełnie zniknęły za sprawą obostrzeń i zdalnego nauczania. Obecnie obserwują powrót patogenu. Ich zdaniem uderzył ze zdwojoną siłą, a w dodatku zachorowania zaczęły pojawiać się wcześniej niż zwykle.
Aneta Górska – Kot zaznaczyła, że wirus jest najgroźniejszy dla najmłodszych pacjentów, którzy mogą trafić nawet na intensywną terapię.
Czy w takim razie pacjenci, którzy przyjeżdżają do Państwa szpitala, są odsyłani? – dopytywał prowadzący.
- Nie. Izolatki przestają być izolatkami. Staramy się nie odsyłać nigdzie, bo w innych szpitalach wcale nie jest lepiej. Zdarzają się momenty, kiedy łamiemy regułę. Dzieci, poniżej pierwszego roku życia, które nie powinny znajdować się na innych oddziałach, tam się znajdują. Na przykład są hospitalizowane na oddziale dla dzieci powyżej pierwszego roku życia – odpowiedziała.
Autorka/Autor: kz/gp
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP