Aktywiści z Ursynowa w proteście "spalili" samochód. W ten sposób chcieli wyrazić sprzeciwić się wstrzymaniu przebudowy ulicy Rosoła. Uważają, że przez spór polityczny zagrożone jest życie i zdrowie wielu osób.
Organizatorzy happeningu nazywają spalenie auta gestem symbolicznym. Samochód, którego użyli to wrak zniszczony niegdyś przez płomienie. W komorze silnika aktywiści odpalili racę, by kłęby dymu unoszące się nad pojazdem imitowały prawdziwy pożar.
- "Spaliliśmy" mercedesa, żeby zaapelować do władz miasta i wojewody mazowieckiego o rozpoczęcie wszelkich możliwych działań zmierzających w kierunku dokończenia przebudowy ulicy Rosoła i Wąwozowej - mówił Kamil Orzeł ze stowarzyszenia "Projekt Ursynów".
Wstrzymana przebudowa
Przebudowa ulicy Relaksowej, Wąwozowej i Rosoła miała zakończyć się w wakacje. W maju drogowcy skończyli budowę drugiej nitki Relaksowej - od skrzyżowania z Wąwozową do skrzyżowania z Rosnowskiego. Lada dzień mieli pojawić się na nieposzerzonym jeszcze odcinku Rosoła - od Jeżewskiego do Wąwozowej, co miało być ostatnim etapem prac. Nie zdążyli, bo wojewoda mazowiecki wstrzymał realizację, uchylając pozwolenie na budowę. Nakazał też ponowne rozpatrzenie sprawy, powołując się na liczne uchybienia merytoryczne i formalne.
Choć przebudowa została zablokowana, na Rosoła nadal obowiązuje tymczasowa organizacja ruchu. Nie działa też sygnalizacja świetlna. – Zagrożone jest życie i zdrowie wielu tysięcy osób, którzy codziennie korzystają z tego skrzyżowania. Obecna organizacja ruchu w ogóle nie jest dostosowana do tego, jak to skrzyżowanie wygląda - ostrzegał w czwartek Orzeł.
Zdaniem aktywistów winę za całą sytuację ponoszą władze miasta i wojewoda, którzy nie potrafią dojść do porozumienia.
- To jest doskonały przykład "wojny na górze". Brak ewidentnie dobrej woli między jedną a drugą opcją polityczną, między wojewodą mazowieckim a prezydentem miasta stołecznego Warszawy. Zamiast usiąść do stołu, nawet jeśli ta dokumentacja miała jakieś niedociągnięcia, i wezwać do ich uzupełnienia, zastanowić się jak rozwiązać ten problem, cała sytuacja jest przeciągana. Trwa obrzucanie się winą, a mieszkańcy są narażeni na niebezpieczeństwo - ocenił Orzeł.
Żeby dotrzeć do obu stron konfliktu aktywiści uruchomili internetową petycję, którą może podpisać każdy mieszkaniec.
kk/mś