Skrzyżowanie al. Jana Pawła II i al. Solidarności jest symboliczne, nie tylko ze względu na nazwy krzyżujących się tu ulic. To także symbol tego, co czeka Warszawę w najbliższych miesiącach. A po dzisiejszej wypowiedzi rzecznika ZDM to także dowód, jak bardzo przejmują się tym wszystkim odpowiedzialni za komunikację urzędnicy.
Sygnalizacja świetlna w tym miejscu psuje się nawet kilka razy dziennie. Co to oznacza, nie trzeba tłumaczyć. W końcu to jedno z największych skrzyżowań w mieście, a w dodatku przecinają się na nim dwie trasy przelotowe. To także kluczowy punkt na mapie objazdów remontowanych torowisk, a niebawem także budowy II linii metra.
Nic więc dziwnego, że lista instytucji, które teoretycznie powinny dbać o to, by wszystko działało tu jak w zegarku, jest coraz dłuższa. Szkoda, że efekt jest dokładnie odwrotny: gdy przychodzi do naprawienia zepsutych świateł w al. Solidarności, nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności.
Ratusz obiecuje, że remont torów jest skoordynowany z budową metra tak, by tramwaje miały którędy objechać zamknięte odcinki torów. Czemu nie skoordynowano z tym wszystkim wymiany sygnalizacji, która - co przyznaje ZDM - jest w fatalnym stanie? Czemu nie zrobiono tego dwa lata temu, przy okazji remontu rozjazdów?
I najważniejsze: gdzie w tym wszystkim jest prezydent miasta? Czemu nie huknie na swoich podwładnych, którzy ochoczo grają w tego żenującego ping-ponga?
Karol Kobos
Po publikacji tego artykułu sprawa sygnalizacji świetlnej przy Solidarności doczekała się jednak dalszego ciągu.
Źródło zdjęcia głównego: | Getty Images