- Trzy rodziny już nigdy nie spędzą świąt ze swoimi bliskimi – podkreślał na ostatniej rozprawie prokurator Damian Zawadka, który o śmiertelne potrącenie trzech kobiet oskarża 22-letniego Grzegorza W. Ofiary straciły życie na przejściu dla pieszych w Kobyłce, wracały z pasterki.
Jedna z kobiet miała 16 lat, druga 43, trzecia 70. Proces przed Sądem Rejonowym w Wołominie rozpoczął się w połowie października, sędzia zakończył go w środę. Tego dnia strony wygłosiły swoje mowy końcowe.
Prokurator: sześć lat
- Życie ludzkie jest jedną z największych wartości chronionych przez prawo. Do wypadku doszło w święta Bożego Narodzenia. To jedno z najbardziej rodzinnych świąt, jakie znajdziemy w kalendarzu. Trzy rodziny już nigdy nie spędzą świąt ze swoimi bliskimi - mówił prokurator Damian Zawadka.
Śledczy nie miał wątpliwości, że to właśnie Grzegorz W. siedział za kierownicą auta i przekraczając prędkość, potrącił trzy kobiety. Według biegłych w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 60 km/h, oskarżony jechał ponad 90 km/h.
- Świadczą o tym zeznania świadków, nagranie z monitoringu czy opinia biegłego do spraw rekonstrukcji wypadków - przekonywał. Jak dodał, oskarżony jechał sprawnym samochodem.
Kobiety nie miały szans, żeby uniknąć zderzenia. - Świadkowie wskazali, że piesze nie weszły od razu na pasy. Zatrzymały się, rozglądały, a inne samochody je przepuściły - opisywał. Zażądał dla oskarżonego kary sześciu lat więzienia oraz dziesięcioletniego zakazu prowadzenia pojazdów.
Oskarżyciele posiłkowi: osiem lat
Pełnomocniczki pokrzywdzonych rodzin chcą dla W. najsurowszej z możliwych kar za to przestępstwo, czyli ośmiu lat więzienia.
Podczas swoich wystąpień wskazywały, że oskarżony wiedział, że jest pasterka, że w miejscu wypadku mogą pojawić się piesi, wiedział, że są trudne warunki atmosferyczne i wiedział, z jaka prędkością mógł się poruszać. A jednak nie zwolnił.
- Gdyby to była niespodziewana sytuacja. Ale tak nie było - podnosiła jedna z nich. Przypomniała, że oskarżony był zawodowym kierowcą.
- Jeżeli zawodowy kierowca tak prowadzi samochód, to jego wina jest rażąca. Wyłącznie od oskarżonego zależało, że do wypadku doszło. Piesze nie miały szans - przekonywała.
Obrona: dwa lata
Znacznie niższą karę zaproponowała broniąca Grzegorza W.adwokat Ewa Radlińska: dwa lata więzienia i zakaz prowadzenia pojazdów na pięć lat.
- Problemem jest skrzyżowanie - stwierdziła.
Przekonywała, że w miejscu, w którym doszło do wypadku było ciemno, jej klient wyjeżdżał z łuku, a samo przejście dla pieszych nie jest odpowiednio oświetlone.
- Świadczą o tym zeznania świadków - powiedziała i przytoczyła niektóre fragmenty: "Tam było ciemno, oświetlałem drogę telefonem". "Pamiętam, że było ciemno", "Świadkowie nie byli pewni, w co kierowca uderzył", "Było strasznie ciemno, dopiero jak wjechaliśmy na pasy, zobaczyłam pieszych".
Sam oskarżony, według Radlińskiej, został oślepiony przez nadjeżdżające z naprzeciwka auto. - Badania dowodzą, że 80 procent kierowców jest oślepianych przez innych uczestników ruchu, którzy mają źle ustawione światła - argumentowała.
- To nie jest tragedia tylko dla pokrzywdzonych, ale też dla mojego klienta - przekonywała dalej.
Oskarżony
Sam Grzegorz W. wtórował swojej adwokat: - To jest dla mnie ogromna tragedia, którą przeżywam każdego dnia.
Przeprosił.
Sąd zdecydował, że w związku z zawiłością sprawy, odroczy ogłoszenie wyroku do 25 lutego.
Klaudia Ziółkowska
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / Tvnwarszawa.pl