- To naprawdę bardzo niespotykana sytuacja - relacjonował Lech Marcinczak, reporter tvnwarszawa.pl. - Mężczyzna zaparkował samochód przy ul. Conrada. Siedząc na miejscu kierowcy zapalił papierosa i wtedy doszło do wybuchu - dodał.
"Jeszcze czegoś takiego nie widzieliśmy"
Jak od razu mówił reporter, w samochodzie nie było instalacji gazowej.
Strażacy, którzy przyjechali na miejsce, zdarzenie nazywali "niespotykanym". - Nasze urządzenia do pomiaru stężenia gazów wybuchowych nic nie wykazały - mówił Artur Laudy ze straży pożarnej. Ale jak dodał w samochodzie były powybijane szyby.
Strażacy porozmawiali także z kierowcą, ale mężczyzna zapewniał, że nie przewoził nic takiego, co mogłoby spowodować wybuch. - Jeszcze czegoś takiego nie widzieliśmy - powiedział Laudy.
Co więc mogło się stać? - Kierowca w bagażniku przewoził różne środki do czyszczenia samochodu. Możliwe, że z jednej z puszek doszło do wycieku i dlatego doszło do wybuchu - zastanawiał się reporter tvnwarszawa.pl.
Gaz z zapalniczki
Ranny mężczyzna z obrażeniami twarzy trafił do szpitala. - Był w szoku - dodał Marcinczak.
Wybuch był jednak na tyle silny, że samochód został doszczętnie zniszczony. - Powypadały boczne i tylne szyby oraz wszystkie elementy plastikowe znajdujące się w środku pojazdu. Deska rozdzielcza jest kompletnie zniszczona. Rozwarstwiła się też klapa bagażnika i odkształcił dach. Samochód nie nadaje się do naprawy - poinformował reporter.
Na miejsce wezwano też policję. - W czwartek na miejscu pojawił się biegły. Stwierdził, że przyczyną wybuchu było duże stężenie gazu. Kierowca wcześniej ładował gazem zapalniczkę - powiedziała nam w piątek Agnieszka Włodarska ze stołecznej policji.
W związku z "brakiem cech przestępczych" sprawa została zamknięta. Kierowca nie zostanie ukarany.
Mężczyzna trafił do szpitala
su/sk//b