Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego doczekał się siedziby. Urządzono ją w ogromnej, zabytkowej hali - garażu na Mokotowie. Po remoncie budynek jest surowy, prosty i transparentny. Intensywna ma być sztuka.
- Z tą instytucją jest trochę tak, że zaczęła się od końca. Najpierw byli ludzie i pomysł, a dopiero potem obrosły w materię, a teraz kończy się w tej bryle. Teatr był zanim powstały te mury – mówił podczas środowej konferencji prasowej Tomasz Thun-Janowski, dyrektor miejskiego Biura Kultury. - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że otwieramy budynek dla jednego z najważniejszych teatrów w Europie - dodał.
Historia siedziby Nowego Teatru sięga 2008 roku. Wtedy to powołano do życia instytucję, na czele której od początku stał Krzysztof Warlikowski. Zdecydowano o jej zlokalizowaniu na hektarowej działce przy Madalińskiego. Hala z 1927 roku była wówczas zapleczem technicznym dla pojazdów MPO.
W 2008 roku przeprowadzono konkurs architektoniczny, wybrano jedną ze 115 nadesłanych prac, ale cztery lata później zwycięska koncepcja biura KKM Kozień Architekci z Krakowa ostatecznie powędrowała do kosza. Zrezygnowano z drogiego projektu rozbudowy hali na rzecz prostej modernizacji. Główną ideą przyświecającą pracowni Piotr Fortuna Architekci z Gdyni, było to, żeby jak najwięcej zachować, jak najmniej zmieniać.
Bez marmurowych schodów
Krzysztof Warlikowski porównał roboty budowlane do prac nad spektaklem. - Kiedy kończę jakieś przedstawienie zadaje sobie pytanie, co jest w nim konieczne, a co nie jest konieczne. Wszystko musi być konieczne, a jeśli o czymś myślimy, że nie jest, to trzeba to wyrzucić. Historia naszego projektu zaczęła się wielkimi pomysłami, był konkurs architektoniczny, potem to wszystko legło. Dobrze się stało, bo powstało coś, co jest bliżej tego, co robimy w teatrze. Stworzyliśmy miejsce, które jest konieczne, którego wszystkie elementy są konieczne – opowiadał dyrektor artystyczny Nowego.
Jak tłumaczył, nowa siedziba będzie pozbawiona wszystkiego, co może stresować, onieśmielać, budować bariery: czerwonych siedzeń, dzwonków, poganiającej widzów obsługi, czy marmurowych klatek schodowych. - Nie będziemy straszyć ludzi tymi rytuałami kulturalnymi, które wypracowaliśmy przez kilka wieków, które ciążą nad naszymi głowami. Duże lepiej czujemy się w przestrzeni, przychylnej człowiekowi, prostej, demokratycznej – tłumaczył.
400 osób na ruchomej widowni
Wycieczka po teatrze potwierdziła, że powstało miejsce, o jakim marzył Warlikowski. W głównej hali próżno szukać normalnej sceny i normalnej publiczności, bardziej przypomina studio telewizyjne, niż klasyczny teatr. Cztery składane widownie, które można ustawić w dowolny sposób i przemieszczać po całej hali. Łącznie zmieści się na niej ok. 400 osób. Wewnętrzne ściany można składać w harmonijkę, dzięki czemu przestrzeń hali jest elastyczna, można ją swobodnie kształtować.
Przez ogromne okna wpada mnóstwo światła - ono może nie być sojusznikiem artystów. Miały być zasłaniane roletami, ale nie udał się przetarg, trzeba go będzie powtórzyć. Póki co, aktorzy będą sobie musieli radzić w takich warunkach, Krzysztof Warlikowski uznał, że to wykonalne. - Premiera spektaklu "Francuzi" odbyła się w Niemczech, w podobnych warunkach, w poprzemysłowym obiekcie i też w pełnym świetle, więc dyrektor zapytał "czemu nie?" – zdradził Maciej Czeredys, kierownik inwestycji.
Foyer jest niemal tak duże jak część teatralna, ale znajdą się w nim także kawiarnia i księgarnia. Architekci nie ukrywali instalacji technicznych, przeciwnie – wszystkie poprowadzili na zewnątrz. Wprawne oko dostrzeże też pewne elementy, które mają poprawić akustykę. Początkowo pogłos w tych wnętrzach niósł się przez 10 sekund! Przygotowując się do poprawy akustyki, przygotowano komputerowy model, ale jaki będzie efekt, zweryfikuje dopiero życie.
Spontaniczna zieleń, betonowa agora
Przed wejściem do hali znajduje się spory plac: na razie parking, docelowo – kulturalna agora. "Miejsce społecznej interakcji, przestrzeń publiczna sprzyjającą wymianie doświadczeń, ale także miejsce niezobowiązującego odpoczynku w drodze przez miasto" – czytamy w opisie projektu. Będą miejsca do siedzenia i fontanna. Nie sposób jednak pozbyć się wrażenia, że dysproporcja między betonem, a zielenią będzie na korzyść tego pierwszego.
- Problem jest taki, że tu jest dużo instalacji podziemnych, staraliśmy się wprowadzić tyle zieleni, ile się da, ale też nie chcieliśmy robić tu parku, park jest obok. Twarda nawierzchnia jest istotna, żeby organizować wydarzenia kulturalne o masowym charakterze. Na dziedziniec będą także wjeżdżały tiry ze sprzętem – wyjaśniał nam Czeredys.
Zielenią wypełnione zostaną rozcięcia w betonie, w których na razie jest tylko ziemia (prace wykończeniowe jeszcze trwają). Na dziedzińcu będzie miejsce na drzewa, krzewy i "roślinność spontaniczną". Co to takiego? – Zanim zaczęliśmy to przebudowywać, obserwowaliśmy wiele tu dziwnych roślin, które pojawiały się spontanicznie. Nasze działanie jest próbą odtworzenia tego siedliska, surowości, organiczności, którą tu zastaliśmy - opowiadał architekt.
Modernizację zabytkowej hali sfinansowano z funduszy EOG i funduszy norweskich - 19,1 mln zł (z czego 15 proc. to wkład ministerstwa kultury). Dotacja z budżetu miasta wyniosła 15,2 mln zł.
Piotr Bakalarski