To najbardziej niezwykła sprawa o fałszywy alarm bombowy ostatnich lat. Zaczęło się od głupiego żartu. Ale finał tej historii zwyczajny nie jest, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę konsekwencje, jakie poniósł sprawca.
Wcześniej był zamach w Brukseli
- Jest bomba na lotnisku. Nie wiem, co się będzie działo, ale ma pierd… bomba dzisiaj na lotnisku. O 11.33. Wieczorem. Do widzenia. Więcej informacji nie powtórzę - takiego komunikatu wysłuchał pracownik infolinii w porcie.
Był wielkanocny wieczór 27 marca 2016 roku, obsługa portu spodziewała się jeszcze czterech samolotów. Kilkaset osób czekało w terminalu na swoich bliskich.
Od początku wyglądało to na żart, choćby ze względu na bełkotliwą mowę osoby, która dzwoniła. Ale wszystko działo się krótko po tragicznych zamachach w Brukseli (między innymi na tamtejszym lotnisku), dlatego służby nie mogły zlekceważyć informacji.
Policja szybko ustaliła, że telefon został wykonany z imprezy urodzinowej w domu w podwarszawskim Pomiechówku. Funkcjonariusze pojechali na miejsce. Nikt nie chciał się przyznać, że dzwonił, więc zatrzymano wszystkich uczestników przyjęcia - 21 osób. Ostatecznie oskarżono jedną - Karola J.
Teraz doszło kolejnych czworo oskarżonych. Oni z samym wywołaniem alarmu nie mieli nic wspólnego. Ale prokuratura uznała, że w trakcie procesu Karola J. próbowali uchronić go przed odpowiedzialnością karną tym, co mówili przed sądem.
- Czterem osobom przedstawiliśmy zarzut składania fałszywych zeznań - mówi Maciej Godzisz, wiceszef Prokuratury Rejonowej w Nowym Dworze Mazowieckim. - Od początku deklarowaliśmy, że nie odpuścimy tej sprawy - podkreśla.
"Sąd ma nadzieję, że poniosą odpowiedzialność"
Kilka dni temu prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. Przed sądem staną: 26-letnia Oliwia P., 29-letnia Agnieszka K, 28-letnia Joanna Z. oraz 32-letni Arkadiusz C. Trzy pierwsze oskarżone odpowiedzą za składanie fałszywych zeznań w trakcie procesu Karola J. Czwarty - za składanie takich zeznań zarówno w prokuraturze (czyli jeszcze w trakcie śledztwa), jak i w sądzie.
Prokuratura rozważała stawianie takich zarzutów także innym uczestnikom imprezy, ale ostatecznie uznała, że nie ma na tyle mocnych dowodów, by to zrobić. - Jednak w przypadku tych czworga oskarżonych materiał dowodowy nie budzi żadnych wątpliwości - podkreśla prokurator Godzisz.
Żadne z nich nie przyznało się do stawianych przez prokuraturę zarzutów.
O tym, że świadkowie kłamali, mówił wprost sędzia Tomasz Morycz, który prowadził proces Karola J.
- Osoby, mające wiedzę o zdarzeniu, z nieznanych powodów zdecydowały się zeznawać nieprawdę, narażać dla oskarżonego swoje życie, swoje studia. Ciągle powtarzali, że służby przeszkodziły im w imprezie, że musieli [po zatrzymaniu - red.] przebywać w odosobnieniu. Skupiali się tylko i wyłącznie na sobie. Żadna z tych osób nie zainteresowała się losem pasażerów. Ciekawe, czy te osoby, gdyby wracały do domów z podróży i chciały się spotkać ze swoimi bliskimi, to też bagatelizowałyby to zdarzenie? Wówczas ich punkt widzenia byłby zapewne inny - mówił sędzia Morycz. - Sąd ma nadzieję, że te osoby również poniosą odpowiedzialność - podkreślał.
Sąd zapowiedział wówczas, że kiedy tylko wyrok się uprawomocni, złoży w prokuraturze zawiadomienie o składaniu fałszywych zeznań przez niektórych świadków. I tak też się stało.
"Mówił coś o bombie, coś o lotnisku"
- Zachowanie tych osób jest zdumiewające - zaznaczał sędzia. Zwrócił uwagę, że w trakcie interwencji policji uczestnicy przyjęcia urodzinowego byli aroganccy, "pili za zdrowie służb", "robili zdjęcia policjantom", a kiedy Karol J. został zatrzymany, nawet nie przerwali imprezy.
Jedna z kobiet zeznawała tak: - Nie wiem, kto dzwonił. Ktoś mi o tym powiedział [że był telefon na lotnisko - red.]. Karol był bardzo pijany, był nieświadomy. Z tego całego towarzystwa była to ostatnia osoba, którą bym podejrzewała o coś takiego. Zdaję sobie sprawę, że to nie żarty. Ja będę lekarzem [świadek studiowała medycynę - red.], w akcji brały udział karetki. Wiem, że ten, kto to zrobił, powinien ponieść konsekwencje.
Po tych słowach obecny na sali prokurator Maciej Godzisz zapytał: - Kiedy pani lepiej pamiętała to zdarzenie? Zeznając wtedy na policji czy teraz przed sądem?
- Wiadomo, że wtedy - odpowiedziała świadek.
Wówczas sąd odczytał jej zeznania ze śledztwa. "Zobaczyłam Karola, zobaczyłam, że trzyma telefon. Myślałam, że ktoś do niego dzwoni. Usłyszałam bełkotliwe 'halo'. Mówił coś o bombie, coś o lotnisku. Użył sformułowania, że 'nieważne, skąd to wie'. Potem ktoś powiedział: Przecież on robi z siebie idiotę, udawał, że dzwoni na lotnisko" - tak brzmiał fragment z protokołu podpisanego przez kobietę.
Odwieszony wyrok
Głupi żart dla Karola J. skończył się surowym wyrokiem. Został skazany na karę półtora roku bezwzględnego więzienia, a także zapłatę 40 tysięcy złotych nawiązki na rzecz lotniska w Modlinie oraz 70 tysięcy złotych dla Ryanaira, który musiał odwołać bądź przekierować swoje loty do innych portów.
Adwokat mężczyzny złożył apelację od tego wyroku, ale nie przekonał sądu odwoławczego. Kara została utrzymana w mocy.
Ale to wcale nie koniec kłopotów Karola J. Bo w związku ze skazaniem inny sąd odwiesił wcześniejszą karę dla mężczyzny za posiadanie marihuany. Skończyło się tym, że sąd połączył wyrok za fałszywy alarm w Modlinie z wyrokiem za narkotyki i wymierzył mu łączną karę dwóch lat i trzech miesięcy więzienia, którą J. aktualnie odsiaduje.
Jego koleżankom i koledze za składanie fałszywych zeznań grozi teraz do ośmiu lat więzienia. Czyli tyle samo, ile groziło Karolowi J. za wywołanie fałszywego alarmu.
Wyrok sądu pierwszej instancji w sprawie Karola J. zapadł w maju 2017 roku:
Modlin wyrok
Modlin wyrok
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24