Po poniedziałkowej kontroli sanepid informuje, że w warszawskim zoo "nie zaobserwowano szczątków zwierząt ani padliny". Akcja służb była efektem alarmu wszczętego przez aktywistów z Animal Rescue Polska. Ich zdaniem na terenie ogrodu znajdowało się nielegalne wysypisko kości i padliny.
O wynikach kontroli przeprowadzonej w warszawskim zoo poinformowała we wtorek Joanna Narożniak, rzeczniczka Mazowieckiej Inspekcji Sanitarnej.
- Dokonano kontroli miejsc składowania bioodpadów (kompostownik), odpadów komunalnych, procedur utrzymania w czystości boksów i wybiegów dla zwierząt oraz zapoznano się z zasadami postępowania z odpadami pochodzenia zwierzęcego - wyjaśniła.
Na miejscu pracowali przedstawiciele Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. Nie zauważyli oni niczego niepokojącego. - Skontrolowany teren utrzymany był w czystości i nie budził zastrzeżeń, nie zaobserwowano szczątków zwierząt ani padliny. Nie był wyczuwalny nieprzyjemny zapach padliny, ani zagniwania - opisała rzeczniczka.
Dodała, że kontrola potwierdziła też, iż gromadzenie i odbiór odpadów odbywają się zgodnie z procedurami. Wskazała też, że teren zoo objęty jest stałym monitoringiem gryzoni i w razie potrzeby wykonywane są zabiegi dezynsekcji.
- Biorąc pod uwagę powyższe Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Warszawie nie stwierdził wystąpienia zagrożenia sanitarno-epidemiologicznego - podsumowała Narożniak.
Zoo odpiera zarzuty aktywistów
Przypomnijmy: w poniedziałkowym oświadczeniu zoo zapewniło, że padłe zwierzęta i inne szczątki zwierzęce odbiera specjalistyczna firma. Ma też ona dostarczać pojemniki, do których są one pakowane przed odbiorem. "Miejski Ogród Zoologiczny w Warszawie nie prowadzi na swoim terenie składowiska odpadów zwierzęcych" - przekonywali.
Kontrolą zagospodarowania takich odpadów zajmuje się inspekcja weterynaryjna. Nie udało nam się jednak ustalić, jakie były wnioski powiatowego lekarza weterynarii, który towarzyszył służbom w poniedziałkowej interwencji. W jego sekretariacie zostaliśmy odesłani do Głównej Inspekcji Weterynaryjnej, ale tam nikt nie odebrał telefonu. Pytania przesłaliśmy mailem.
Miejsce wskazane przez aktywistów sprawdziła też policja. Jak mówiła Agata Halicka z północnopraskiej komendy rejonowej, czynności prowadzone na miejscu zostały zlecone przez prokuraturę. Jednak oficjalnego postępowania na razie nie ma. - Takie postępowanie nie zostało u nas zarejestrowane - zastrzegł we wtorek Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Złożenie zawiadomienia do prokuratury zapowiadają natomiast przedstawiciele fundacji. Działacze Animal Rescue Polska nie wykluczają, że może ono dotyczyć podejrzenia kolejnych uchybień. - Po poniedziałkowej akcji skontaktowało się z nami kilkanaście osób, które twierdzą, że w warszawskim zoo dochodzi do wielu innych nieprawidłowości. Będziemy weryfikować te zgłoszenia - powiedział nam we wtorek Dawid Fabjański.
"Fotografie są autentyczne"
Aktywiści pojawili się w warszawskim zoo po zgłoszeniu otrzymanym od anonimowego informatora. Jak relacjonował w poniedziałek Fabjański, w weekend te doniesienia zostały zweryfikowane. - W hałdzie odpadów znaleźliśmy kości dużych zwierząt czy wylinki węży - wyliczał. Na stronie fundacji i w mediach społecznościowych pojawiło się kilkadziesiąt zdjęć. Przedstawiały one fragmenty kości, padlinę i inne odpady zwierzęce. W rogu niektórych pojawiła się też mapa mająca dowodzić lokalizacji odnalezienia szczątków.
Warszawskie zoo podało w wątpliwość autentyczność tych materiałów w wydanym oświadczeniu. "Zdjęcia przekazane dzisiaj (w poniedziałek - red.) mediom przez aktywistów pokazują szczątki, których u nas nie znaleziono ani przez policję, ani powiatowego lekarza weterynarii" - pisali przedstawiciele ogrodu zoologicznego.
- Fotografie są autentyczne. Każde zdjęcie zostało otagowane automatycznie przez aplikację, z której zawsze korzystamy. Dane lokalizacyjne zostają nanoszone w momencie zrobienia zdjęcia. Nie można tego podważyć - twierdzi Fabjański. I deklaruje, że nie obawia się weryfikacji wiarygodności tych zdjęć przez biegłego, jeśli prokuratura zdecydowałaby się na taki krok.
Jego zdaniem po niedzielnej interwencji patrolu Animal Rescue (Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt), pracownicy zoo posprzątali teren. - Część odpadów zwierzęcych z hałdy została przerzucone do lasu obok - zaznacza. Przyznaje też, że fundacja postanowiła poczekać z interwencją do poniedziałku, bo "polskie służby takie jak sanepid czy inspekcja weterynaryjna nie działają w weekend".
Na zdjęciach zrobionych w poniedziałek przez reportera "Uwagi!" TVN widać fragmenty kości, część z nich była stara.
Szczątki odkryte w warszawskim zoo
kk/b