Bez zgody i wiedzy właścicielki inwestor zaczął budować na jej działce pawilon handlowo-usługowy. Pozwolenie wydali urzędnicy z Białołęki, bo inwestor oświadczył, że posiada prawo do dysponowania tą nieruchomością. Materiał "Faktów w południe".
Jedna decyzja urzędników z Białołęki zmieniła życie pani Izy w koszmar. - To trwa dwa lata. Ja w tym roku mam następne wakacje zmarnowane - mówi reporterce TVN24 Izabela Michniewicz, właścicielka działki przy ul. Skarbka z Gór.
Złożył oświadczenie
Problemy zaczęły się, gdy urzędnicy pozwolili prywatnemu inwestorowi budować pawilony handlowo-usługowe na terenie należącym do kobiety. Ta twierdzi, że nie miała o tym pojęcia. Inwestor miał wykorzystać to, że akurat była za granicą. W urzędzie złożył oświadczenie, że dysponuje prawem do gruntu kobiety na cele budowlane. Pozwolenie na budowę dostał. Dlaczego? - Samorząd nie bada prawdziwości takiego oświadczenia – mówi Marzena Gawkowska, rzeczniczka Białołęki. Urzędnicy twierdzą, że postąpili prawidłowo, a o postępowaniu powiadomili właścicielkę listownie. Tyle, że ta korespondencja do kobiety nie dotarła. - Podobnie jak w wielu przypadkach, jak tego typu procedura jest uruchamiana – zaznacza Gawkowska. A inwestor wszedł na działkę: zdążył położyć chodniki i wybudował drogę, wykonał także instalację kanalizacyjną i elektryczną.
"Rażąco naruszyli prawo"
- W mojej ocenie urzędnicy rażąco naruszyli prawo. Gdybyśmy przyjęli, że tak można postępować, to każdy z nas, kto ma jakąś działkę, nieruchomość pewnego dnia, by przyjechał i zobaczył, że tam coś stoi albo to ktoś zawłaszczył – przekonuje Lidia Staroń, senator RP. Jak informuje reporterka TVN24, pełnomocnik inwestora został skazany nieprawomocnym wyrokiem za oszustwo, a nadzór budowlany nakazał rozbiórkę tego, co już powstało. Mimo to inwestor nie zamierza niczego usuwać. A urzędnicy tłumaczą, że nic nie mogą zrobić, bo przysługuje mu prawo do odwołania od decyzji o rozbiórce. – My jesteśmy zobligowani do stosowania tych przepisów - zaznacza Adam Jędraś, wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego. - Nigdy bym się nie spodziewała, że do czegoś takiego można dopuścić i że to jest możliwe w naszym kraju. I że jeszcze urzędnicy twierdzą, że w świetle prawa jest wszystko w porządku – nie kryje żalu Michniewicz. Aneta Regulska/ran/b