52 karty do gry. 13 pików, tyle samo trefli, kierów i kar. Niby nic nowego, a on na ich wydrukowanie zebrał prawie 300 tysięcy złotych! To rekord Polski i... czysta magia.
Czym jest crowdfunding? Masz pomysł, ale nie masz kasy, więc piszesz o tym w internecie i sprawdzasz, kto jest dość szalony, by zapłacić za coś, co dopiero powstanie. Jeśli takich osób będzie dość - dostaną to, za co zapłacili. Jeśli nie - pieniądze powinny wrócić, choć świat co jakiś czas obiegają informacje o cwaniakach, którzy wszystko przepuścili na drogie samochody i używki.
A jednak Y - iluzjonista znany m.in. ze stołecznych ulic, krążących w sieci filmów i programu "Mam talent" - przekonał ponad 4 tysiące osób, by przelali mu łącznie blisko 300 tysięcy złotych. To największa taka zbiórka w Polsce. Wynik zaskakuje tym bardziej, że pomysł nie wydawał się szczególnie oryginalny. Y chciał wydrukować... talię kart. - Wydaje mi się, że dobrze wyczułem potrzeby moich widzów - komentuje Y.
Moda na tasowanie
Choć z pewnością pomogła mu też moda. Bo karty i towarzysząca im - nomen omen - magia przeżywają renesans. A zaczęło się nie od gry i nie od sztuczek, lecz od... tasowania. Takiego, jakie możemy zobaczyć np. w westernach. Na swój własny sposób, trudnego do ogarnięcia wzrokiem, z przerzucaniem kart w powietrzu i mieszaniem ich tak, by nikt nie był w stanie nadążyć. Do cardistry - bo tak nazywa się sztuka efektownego tasowania - potrzeba zręczności, szybkości, wielu godzin treningu i… odpowiednich kart. Muszą być nie tylko nowe, niezużyte, ale też ładne. Wizualny efekt zależy bowiem w dużej mierze od wzoru czyli tzw. koszulki.
Nic więc dziwnego, że za modą poszli dizajnerzy. Projektowanie kart - od koszulek, przez 52 twarze z kolorami i figurami, przez pudełka i plomby stało się sposobem na pokazanie zdolności plastycznych. - Karty stały się dziełem sztuki na miarę XXI wieku. Plastycy się w nich kochają - przekonuje Y.
Złota karta Y
Jego talię zdobi koszulka z geometrycznym wzorem - wariacją na temat litery Y, którą przyjął za pseudonim. Twarze kart są standardowe, ale magik nie wyklucza, że kiedyś wyda bardziej zaawansowaną talię.
Na razie ma jedną - czarną. Pieniądze też zebrał w sieci. - Chodziło mi o jakość, jaką gwarantuje tylko jeden producent na świecie. A to kosztowało. Potrzebowałem 38 tysięcy złotych, żeby wyprodukować minimalny nakład narzucany przez fabrykę - tłumaczy.
Wtedy zebrał prawie 63 tysiące złotych. A gdy miał już jedną talię, zaczął myśleć o tym, co jest naturalną konsekwencją - o drugiej. I to właśnie na nową białą talię zebrał magiczne 777 procent potrzebnych pieniędzy. Takiego wyniku się nie spodziewał. 292 tysiące złotych pozwoli wydrukować nie tylko białe, ale i limitowaną serię... złotych kart.
Marcin Chłopaś